Niżej tekst odczytany przez Zbigniewa Fałtynowicza podczas benefisu z okazji mojej 60-tki i 20-lecia oficyny „Z bliska”.

 

 

Drogi Jubilacie, Szanowni Państwo
Mając na uwadze powód dzisiejszego spotkania, chcę spojrzeć na dzieło poetyckie Mirosława Słapika jako egzemplifikację określonej autobiografii, mówiąc inaczej – czytałem jego wiersze jako literaturę dokumentu osobistego. Jest to oczywiście rozpoznanie wstępne, nie wnikałem bowiem głęboko w tkankę wiersza, pozostając na jego powierzchni, tzn. dostrzegalnych przywołań bądź to nazw osobowych, bądź nazw geograficznych, traktując je jako świadectwa autobiograficzne.

Pierwszą grupę nazw tworzą świadectwa wpisane w miejsce na ziemi. Jest więc w wierszach Gołdap jako miasto urodzenia i zamieszkania poety, są nazwy z najbliższej okolicy, takie jak: Puszcza Romincka, rezerwat Mechacz Wielki, głazy myśliwskie Wilhelma II, mosty w Stańczykach, rzeka Błędzianka, grodzisko Jaćwingów, piramida w Rapie, wieś Suczki (dawniej Sutzken), ruiny kościoła w Górnem. Są one przywoływane przede wszystkim, by zacytować Zbigniewa Chojnowskiego, jako „elementy-pamiątki pruskowschodniej historii, odciśniętej w gołdapskiej okolicy”. Ale poeta dostrzega nie tylko wydarzenia z archeologii i historii, ale także losy żywych, współczesnych mieszkańców tej „małej ziemi”, jak np. Piotra Chomyna ze wsi Wróbel koło Bań Mazurskich, który na skutek wyroków historii znalazł się tutaj w wyniku akcji przesiedleńczej mieszkańców Bieszczad.

Oko poety, jak kręgi na wodzie po rzuceniu weń kamienia, spogląda coraz dalej: tuż za granicą gołdapskiego powiatu leży Gusiew. A to już Rosja, ściślej – obwód kaliningradzki Federacji Rosyjskiej. Niedaleko stąd też do Czerniachowska, niedaleko do Kaliningradu, niegdyś Königsberga, dawnej stolicy Prus Wschodnich. A skoro tak, to nie mogło zabraknąć zarówno tych miejscowości w wierszach, jak obecności w jednym z nich Imanuela Kanta. Tym bardziej, że – jak wiadomo – Gołdap należy do jednego z nielicznych miast, które ten wybitny filozof z Królewca w ogóle odwiedził (dopowiedzmy – i gdzie ma też swój pomnik, i gdzie pamięć o nim jest kultywowana).

O ile, by tak rzec, mazurskich (i rosyjskich) artefaktów w wierszach Mirosława Słapika nie brakuje, o tyle graniczącej z Mazurami Suwalszczyzny – jak na przysłowiowe lekarstwo. Jest to konstatacja i bynajmniej nie czynimy z tego zarzutu. Pozostańmy więc przy uwadze, że pojawiają się raz Suwałki i ulice tego miasta – z powodu wspólnej wizyty u rodziny przyjaciela Andrzeja Waszkielewicza. Jest jednorazowa wyprawa do Wigier. I… tyle.

Europa (geograficzna) w wierszach Mirosława Słapika nie istnieje! Z innych kontynentów czasami pojawia się Australia (w kontekście listów od przyjaciela z lat młodości, który na Antypody wyjechał w latach osiemdziesiątych), czasami Ameryka Północna (z uwagi na obecność w niej najbliższych: córki, syna) – ale właściwie bezrefleksyjnie, tzn. bez wpływu na kondycję podmiotu.

Jest natomiast Azja, a właściwie – Mongolia, kraj „w kształcie ust / być może / pozwalającym / wtajemniczonym / słyszeć rozmowy planet”. To obecność bardzo wyrazista (z głębokimi konsekwencjami), dość powiedzieć, że zaznaczona osobnym tomem Szuurga, opublikowanym w 2008 roku. A i w późniejszych wierszach ta obecność jest odczuwalna, zwieńczona prozą podróżniczą Najpierw był Tariat z 2014 roku. W niej też opis z wyprawy do innej odległej krainy w biografii Mirosława Słapika istotnej – Syberii, a konkretnie: Irkucka i wioski Wierszyny.
Tyle wstępnych uwag odnośnie obecności w wierszach Mirosława Słapika świata – małego miasteczka, mitycznej Atlantydy (Prusy Wschodnie), krajobrazu mongolskiego, który dla poety jest „jakby zamknięte usta ponadczasowej twarzy z rzadka rzucającej jakieś słowo, ale słowo istotne, niepowtarzalne”.

Innego wymiaru przestrzeni, w której mieszka poeta, nadają znaki kulturowe. To one powodują, że z miasta, gdzie z dworca kolejowego od lat nie odchodzi już żaden pociąg, bezkresne odbywa się podróże. Prześledźmy te znaki, starając się je ułożyć poszczególnymi dziedzinami:
Muzyka. Właściwie jest stale obecna, od pierwszych wierszy; to ona – głównie – rozszerza „długim smykiem” przestrzeń (i fizyczną, i – przede wszystkim – duchową) do… właściwie nie ma granicy. Tak brzmi w wierszach Słapika: Jan Sebastian Bach (jego Pasja według Świętego Mateusza), Antoni Dworzak (jego Stabat Mater), Aleksander Skriabin (jego Prometeusz, zwany Poematem ognia), Antonio Vivaldi (requiem, które „z zużytej kasety / puszczaliśmy […] z owym sopranowym amen / co razem z nami / i zapachem skoszonego siana / było wtedy człowieczą zupełnością”), Johaness Brahms („naszym obowiązkiem / było wzruszać się przy Brahmsie”) czy requiem Camille Saint-Säensa, „moje ostatnie odkrycie” (ze stycznia 2004 roku, która to data widnieje pod wierszem). Ale nie tylko tzw. muzyka poważna porywa. Nie mniej uwznioślające są dźwięki fortepianu pod dłońmi Keitha Jarreta (kiedy gra Luminiscencję), czy kompozycje Zbigniewa Preisnera do filmu „La Double Vie de Veronique” Krzysztofa Kieślowskiego. Nadal, bo od młodości, porusza głos Janis Joplin, szarpią struny Jimiego Hendrixa, zadumę wywołują pieśni Leonarda Cohena; trudno przejść obojętnie, gdy się usłyszy „mroczne The Cure” czy – przecież wczoraj jeszcze żyła – Back to Black Amy Winehouse.

Malarstwo. Nie może być dla Mirosława Słapika bez znaczenia, gdy „kotka ma oczy Picassa”. Jest więc: „człowiek ulicy Paula Delvaux” (1897–1994), belgijskiego malarza surrealisty, którego motywem przewodnim wielu dzieł są kobiece akty; „Portret małżonków Arnolfini” Jana Van Eycka z 1434 roku; nieco od niego młodszy, bo z 1480 roku, tryptyk „Sąd ostateczny” Hieronima Boscha, na którym „mamy przed sobą portret człowieka / pokazany z tak bliska / że sprawia wrażenie nawałnicy ciał / portret człowieka który się dusi / nieistotne czy z powodu zawału / czy też alkoholizmu / w każdym razie/ pada i podnosi się”; Vincent Van Gogh, mało doceniany za życia, dziś uważany za jednego z największych malarzy w historii, którego – jak napisał Mirosław Słapik w czterowersowym wierszu z nazwiskiem artysta w tytule: „oszalały dotąd pędzel / zamienia się nagle w cichy dotyk smutku / jakąś podskórną pasją zaczyna uderzać w lód słońca / jakby chciał skoczyć w przerębel nieba”. Wreszcie, na koniec tej malarskiej palety (chociaż niedokończonej, bo są przecież płótna i jeszcze jednego surrealisty Rene Magritte’a, i Holendra Jana Vermeera, mistrza światła), wyznanie: „śnię / moje pruskie miasto przed wojną / całe w żółciach i brązach […] światło trochę z Rembrandta / trochę z Van Dycka” [wiersz równoległość].

Literatura. „myślę o tym / ile się w życiu naczytałem” – zapytał siebie Mirosław Słapik „po sześćdziesiątce” w jednym z ostatnich wierszy. Jakich pisarzy wymienia w wierszach? Oczywiście! – surrealistów (Philippe Soupault), oczywiście! – beatników (Allan Ginsberg, z burzącym wszelkie literackie (i nie tylko) tabu Skowytem; Jack Kerouac jako autor W drodze, ale także Włóczęgów Dharmy); jeśli podróż – to Podróż do źródeł czasu, powieść kubańskiego pisarza Alejo Carpentiera, której pierwsze polskie wydanie ukazało się w 1963 roku. Z amerykańskich poetów: Robert Bly (ur. 1926) i Robert Lowell. Zmarła w wieku 35 lat znakomita nowelistka angielska Katherin Mansfield (1888–1923) i urodzona w roku tej śmierci – 1923 – powieściopisarka południowoamerykańska, noblistka Nadine Gordimer (jej Zapach kwiatów i śmierci). Ulubieni pisarze, „zapisani” (a wiadomo także z innych źródeł, że także – „zaczytani”), to: prozaik włoski Dino Buzzati (1906–1972), którego groteskowy surrealizm „każe porównywać go z innym pisarzem włoskim Italo Calvinem (1923–1985), zaś lęki i niepokoje – z Franzem Kafką” – trzej są obecni w wierszach Słapika. Mistrzem jest Jorge Luis Borges (1899–1986) – poeta, prozaik, eseista argentyński, „niedościgniony mistrz wyobraźni, zakorzeniony w wiedzy i mitach tysiącleci”, który – jak w wierszu Borges – „może wszystko / odwiedzać labirynty / rozdawać gauczom życia / wchodzić w przyszłość / i równoległość”. Mistrzem jest… Jan Potocki (1761–1815) – z uwagi zarówno na nie do podrobienia losy, jak i z uwagi na niezwykłe dzieło, jakim jest Rękopis znaleziony w Saragossie. Z Potockim poeta wspólnie „walczy w Saragossie / jako kapitan gwardii walońskiej”, wspólnie przemierza Sierra Morena / Podole Podlasie / dziwnie wielką Sarmację / pod bardzo niebieskim niebem/ z wyraźnym śladem odrzutowca” […], zalicza niedoszłą wizytę w Chinach”. To z Janem Potockim Mirosław Słapik „snuje marzenia o spełnieniu”.

Znaki geograficzne, znaki kulturowe, więc dwa słowa o znakach myśli w wierszach Słapika – o filozofach. O Kancie już wspomniałem. Inni to: Leibniz, Artur Schopenhauer, Heidegger. Proszę zauważyć – filozofia niemiecka. Ale bodajże najważniejsze – to dwie damy współczesnej polskiej myśli filozoficznej i metafizycznej, i etycznej: Barbara Skarga i Anna Świderkówna. I może ten, którego duch – „samoosobowy”, bezkompromisowy – unosi się nad młodością, ale także – współczesnością – Stanisław Ignacy Witkiewicz, zwany Witkacym.
Nie, nie będzie zakończenia tej swoistej autobiografii. Niech Mirosław Słapik tworzy długo i szczęśliwie. A jako koda tego przekazu niech wybrzmi wiersz Jubilata wybrańcy z tomu Dasein.

Gołdap, 25 kwietnia | 25 września 2015 roku

ZBIGNIEW FAŁTYNOWICZ

Mirosław SŁAPIK

wybrańcy

Jarkowi, Jurkowi, Józkowi,
Januszowi i Markowi*

wyrośliśmy z banalnej tęsknoty
i z pewności
że be nas nie byłoby sztuki
że sztuką są tylko wybrańcy
że dane nam było wzajemnie się odnaleźć
bo coś wisiało w powietrzu
już jako dwudziestokilkuletni
podaliśmy ręce
Winiarskiemu Warholowi Christo
czekała na nas w przedsionku
Podróż do źródeł czasu
Witkacy był jedną nogą z nami
naszym obowiązkiem
było wzruszać się przy Brahmsie
i kochać Ginsberga
to był czas wielkie premii
na którą w pełni zasłużyliśmy
choć nasza ukochana prowincja
niczym zgłodniała inkwizycja
uśmiechała się do nas wtedy
głupkowato
mimo to
rzucaliśmy olśnienia
na lewo i prawo
i kątem oka dostrzegaliśmy
że to nudne miasteczko kocha
pobliskie jeziora puszczę
swoją krętą rzekę
i nas
których było pięciu może sześciu
potrafiliśmy do pionu stawiać cienie
i traktować je jako osoby
pod czujnym okiem służb
robiliśmy alienacje
wybranych fragmentów przestrzeni
bo tak nazwał Janusz ogrodzenie papierową taśmą
zwykłych krzaków lub stawów przydrożnych
rysując kredką kreskę
na asfalcie
wybieraliśmy strefę moralności
zaraz po tym Janusz utracił dziewictwo
z Ewą o tym samym nazwisku
i był to dla nas
ironiczny powód do zastanowienia się
czy życie przypadkiem nie jest
monologiem
potem upadł kolejny system
wraz z nim odeszła uroda
naszej zarozumiałości
i przyszło tworzenie
systematyczne
jak sosnowy las

*Marek Gołębiowski, Jarosław Jasiński, Jerzy Łukjaniuk, Józef Romasz i Janusz Żelazny to członkowie pierwszego składu gołdapskiej interdyscyplinarnej grupy twórczej „Dom Marka”, która powstała w 1979 roku. Jej założycielem był także Mirosław Słapik.
Zbigniew Fałtynowicz – kieruje działem literackim Muzeum im. Marii Konopnickiej w Suwałach, pisarz, autor m.in. książek o Czesławie Miłoszu i Zbigniewie Herbercie, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich

Comments are closed.

Post Navigation