Aż siedem stron poświęcono mnie w piśmie literackim “Kroniki” wydawanym przez Muzeum Okręgowe w Suwałkach i redagowanym przez Zbigniewa Fałtynowicza. Okazje ku temu były co najmniej dwie… 25 kwietnia tego roku ukończyłem 60 lat (również mój syn również urodził się 25 kwietnia) i dwadzieścia lat temu ukazała się w Gołdapi książka “Błoto” Jana Jastrzębskiego, która dała początek redagowanej przeze mnie oficynie “Z bliska”.

 

Niżej tekst jubileuszowy prozaika Jana Jastrzębskiego, za co mu serdecznie dziękuję:

 

 

Jan JASTRZĘBSKI

Ściany pomalowane na kosmos

To nie żarty: Mirosław Słapik skończył sześćdziesiąt lat! A przecież dopiero co – latem dziewięćdziesiątego drugiego – po raz pierwszy uścisnąłem mu dłoń. Rzecz miała miejsce w redakcji “Z bliska”, zaś Naczelny – niewysoki, brodaty, o łagodnie zafrasowanej twarzy – od razu zyskał moją sympatię.

Dziś, z perspektywy dwudziestu trzech lat, mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie Gołdapi bez Mirosława Słapika. To posiadacz wielu talentów, wśród nich – kulinarnego, a odkąd go znam, zawsze czymś kieruje; ostatnio Biblioteką Publiczną w Gołdapi i współistniejącą z nią oficyną “Z bliska”. Współpracuje również z mediami i działa w olsztyńskim oddziale SPP. W roku 2008 otrzymał Nagrodę Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego za wkład w kulturę regionu, a w trzy lata później – Srebrny Krzyż Zasługi.

Autor „Odległości” bez wątpienia należy do ludzi, którzy, jak by rzekł Stachura, nie rozmazują istnienia. Zawdzięczam mu więc „Dziennik” Katherine Mansfield, „Requiem” Saint-Saënsa i „Stabat Mater” Vivaldiego, zaraził mnie „Rękopisem znalezionym w Saragossie” Potockiego / Hasa i skłonił do uważniejszego przyjrzenia się stronom Borgesa, Calvina i Buzzatiego. Niezmiennie podziwiam jego żywotność: podróżuje po świecie, ma też, jak Kazimierz Brakoniecki, swój “metafizyczny rower” i zamiłowanie do medytowania w krajobrazie, rozczytuje się w ambitnych naukowych książkach, utrzymuje żywy kontakt z przyjaciółmi, fotografuje, słucha muzyki, a do tego znajduje czas na oglądanie ulubionych filmów. Jednocześnie, przy całej swej otwartości i pogodzie ducha, pozostaje kimś tajemniczym – co rusz korzysta z ukrytych przejść, które pozwalają mu uchylać się, wymykać, gubić w bieli…

***
Toteż w istocie nie wiem, w jakich laboratoriach komponują się i dojrzewają liryczne esencje Mirosława Słapika, regularnie skapujące do kolejnych tomików (zanosi się już na ósmy). Owe książki zaś poświadczają istnienie odrębnego terytorium poetyckiego. Jego linia graniczna biegnie, jak sądzę, poprzez dwa wiersze: zagadkowe wyznanie: “urodziłem się / nie na tej planecie / nie w tej galaktyce / tylko / w tym życiu” oraz wczesny wiersz „Stworzenie świata”, kończący się słowami: “szóstego dnia / umieszczono to wszystko w paczce / o ścianach pomalowanych na kosmos”. Ukazują one człowieka jako istotę wtrąconą w byt, a zarazem rozpiętą wśród nieskończoności.
I waśnie “na rogu świata i nieskończoności” ustawia poeta swój kram, organizuje własną przestrzeń. Centralne miejsce zajmuje w niej miasteczko, które trudno sobie wyobrazić bez lasu, jeziora, granicy i okolicznych wzgórz. W tym teatrum grają o swoje przeszłość i teraźniejszość, przy czym przeszłość ma nieraz zabarwienie osobiste. Mimo że już “zetlała i niepotrzebna”, wraca przecież w snach z “urokliwym poddaszem / strychem pełnym białej pościeli”, a także “z kochającą matką / pręgowaną kotką w białych skarpetkach / kuchnią z syczącym na ogniu czajnikiem”. Istnieje jakby po to, by chłopiec z zadartym nosem znów mógł otworzyć pudełko ze sproszkowaną farbą do tkanin, która rozsypie się “w nieskończoność”. Przechowuje słabe światło żarówki i tamten wieczór, gdy matka robiąca fastrygę i wtulająca się w szyję dziecka kotka Murka zasłaniały je przed złem, symbolizowanym choćby przez sowieckie statki płynące na Kubę. Ciemny potencjał wpisany w świat ujawniał się też w losach pewnych postaci, utrwalonych w pamięci poety: losie rówieśnika Fiodora, który “był niby Mr Hyde”, czy starszego o trzydzieści lat cieśli – pierwszego “mistrza” – zbratanego z widmem swego przegranego życia. Ale wczorajsze to również “czas wielkiej premii”, sygnowany nazwiskami Warhola, Carpentiera, Brahmsa, w którym grupka chłopaków z prowincjonalnego miasteczka – uwieczniona w wierszu „Wybrańcy” – rozpoczyna podróż po krainie sztuki, idącą w parze z odkrywaniem sekretów dorosłości. A ów zakorzeniony w przeszłości spektakl rozgrywa się w dekoracjach należących w znacznym stopniu do innego porządku. Jego znakami, domagającymi się odczytania i refleksji, są na przykład mosty w Stańczykach, puszczańskie głazy Wilhelma II bądź piramida w Rapie.

***
Przeszłość śnimy, teraźniejszość zdobywamy, tworząc ją i kształtując. Miejscem jej manifestowania się jest przede wszystkim dom wraz ze swoim mikrokosmosem: pielęgnowaniem więzi z dziećmi i doglądaniem ich lokowania się w świecie, pamięcią o zmarłych rodzicach, czułością dla domowych zwierząt i późniejszym ich wspominaniem, ulubionymi książkami i płytami, i okiennymi szybami, na które napiera świat i wszechświat.

Z kręgiem domowym sąsiaduje, niejako go dopełniając, krąg przyjaciół. “Najważniejsi są przyjaciele / nawet jeśli wyśniła ich śmierć”, głosi poeta w cokolwiek tajemniczym dystychu dedykowanym Wojciechowi Łukowskiemu. I rzeczywiście, komunikuje się z nimi nader chętnie – nierzadko za pośrednictwem wiersza – aby prowadzić rozmowy o wierze i niewierze, miłości, śmierci, religii, wolności, czy też o sztuce, telepatii i snach. Dedykacje, rozbłyski wyznań i wspomnień dają nam możność poznania niektórych z nich. Wśród wierszy ze stemplem dedykacji wcale liczną grupę stanowią te poświęcone kobietom, choć blask kobiecości rozświetla także wiele innych utworów. Suma jednych i drugich tworzy zaś liryczny rejestr wciąż ponawianych prób ostatecznego stworzenia Kobiety.

***
Ten świat ludzkich spraw został osadzony w pejzażach nieba i ziemi, nasycony konkretem i zorientowany na wielkość rzeczy drobnych. Dlatego między ścianami pomalowanymi na kosmos hulają wiatry i zamiecie, tańczą deszcze i skały, szukają swego kawki, bociany, cyranki, przemykają jaszczurki i liski. “Stadko krów / czarnych i biało-czarnych / mówi o skupieniu / o tym jak ważna jest trawa i woda / i powietrze / i gwiazdy”.

Ów pierwiastek telluryczny (swego czasu zwrócił nań uwagę Wacław Klejmont) jest w tej poezji od dawna zadomowiony i co warto podkreślić, owocnie łączy się w niej z pierwiastkami sztuki. Podmiot liryczny Słapikowych wierszy potrzebuje jej jak powietrza często przez jej pryzmat patrzy na świat: chleb kroi “starsza kobieta z Vermeera”, kotka podnosi wzrok “głęboki / niczym oczy Picassa”, “warto żyć / dla arii czterdziestej siódmej / Erbarme dich! / śpiewanej altem”. Z tego powodu utwory poety zamieszkałego w Gołdapi są bogato inkrustowane nazwiskami artystów i tytułami ich dzieł, przy czym uprzywilejowaną dziedziną jest tu muzyka, zwłaszcza ta stworzona przez Bacha, Skriabina i Dvořaka. Nawiasem mówiąc, inspirujące odniesienia należą do stałych komponentów twórczości autora „Dasein” – w jego wierszach zabiera głos profesor Anna Świderkówna, pojawiają się Kant i Heidegger, wraca pytanie Leibniza, a Święty Augustyn spiera się z Schopenhauerem.

***
Tym sposobem dochodzimy do zasady rządzącej domem – światem Mirosława Słapika, mianowicie zasady przezroczystości i równoległości. To dzięki niej możliwe jest stwierdzenie: “przed chwilą / w mezolicie”, po starym nasypie kolejowym unie pociąg rozbrzmiewający niemiecką i polską mową, a na rampie dworcowej, jakby w chwili łaskawego zawieszenia historii, zastygają “niemieckie dzieci / jasnowłose / i esencjonalne // po drugiej stronie / my”. To ona podszeptuje, by przyjazny gest generała Ambrosia Spinoli, jednego z bohaterów “Poddania Bredy” Velȁzqueza, przenieść “pod Stalingrad / między von Paulusa i Rokossowskiego”, i z niej wypływa wizja sceny, która mogłaby rozegrać się w jaskini w Podlesicach. Zgodnie z tą optyką podmiot mówiący w wierszy Potocki oraz jego tytułowy bohater mogą snuć “marzenia o spełnieniu” i zastanawiać się, czy inność “naprawdę jest innością”; a potem walczyć w Saragossie i przemierzać “dziwne wielką Sarmację / pod bardzo niebieskim niebem / z wyraźnym śladem odrzutowca”. Natomiast w dzisiejszym Irkucku, “w słojach upływającego czasu”, można ujrzeć Czerskiego, Mendelejewa, Humboldta i
naturalnie Potockiego.

Tak więc doznawane i śnione egzystuje na równych prawach, wzajem się przenika, a różnorakie formy naszego tu – bycia stara się ogarnąć pełne szacunku, współczucia i ciepła spojrzenie poety.

***
Wzbogaceniu i wyostrzaniu widzenia rzeczywistości z pewnością służą podróże, które z upływem lat stały się dla autora „Szuurgi” koniecznością. Podczas styczniowej promocji jego książki „Najpierw był Tariat”, podjął ten wątek wygłaszający słowo wstępne profesor Wojciech Łukowski. Podzielił się on z publicznością ciekawym spostrzeżeniem, że każdy z nas żyje w swojej warstwie czasu, podlegając jej uwarunkowaniom i ciśnieniu własnej przeszłości, podróż zaś pozwala nam z tej warstwy się wydobyć. Dzięki trzem wyprawom do Mongolii i podróży na Syberię mógł więc Słapik radykalnie zanurzyć się w Inności, a co za tym idzie – opisać siebie na nowo; ba, może nawet na nowo siebie wymyślić. Tych okazji bynajmniej nie zmarnował, czego dowodzą ostatnie książki poetyckie, podszyty podróżą debiutancki tomik prozy Biel, jak też wspomniana wyżej praca najnowsza, którą odbieram jako oryginalne połączenie reportażu i medytacji, z gorzko dźwięczącą gdzieś w głębi nutą egzystencjalną.

Bo też przez cały czas mówimy o poecie. I to o poecie osobliwym, który o poezji chętniej milczy niż mówi, którego poezja poniekąd onieśmiela. Ale to ona, “burza niebieskich kwiatów / przed otchłanią drzwi”, wtajemnicza go w los, otwiera mu oczy na niepojęty kosmos otaczający człowieka i pulsujący w nim samym, wreszcie podpowiada imię tego, co można odnaleźć tylko w bieli…
A odpowiedzią jej wybrańca jest “tworzenie / systematyczne / jak osnowy las”.

Comments are closed.

Post Navigation