AKANT nr 6 (227) czerwiec 2015
Michał Pasternak
Podróż marzeń
Najpierw był Tariat to najnowsza książka poety i podróżnika MIROSŁAWA SŁAPIKA. Jest to relacja z wypraw na Syberię i do Mongolii. Tytuł tej publikacji nawiązuje do jednego z mongolskich ajmaków (odpowiednik polskiego województwa), w którym wydobywa się spore ilości kamieni szlachetnych i rud żelaza.
Irkuck zauroczył polskiego podróżnika. Architektura tego miasta, na którą składają się liczne zabytki z XVII i XIX wieku rozpościera przed nim obraz rodem z rosyjskich baśni. Spokojna koegzystencja wyznawców: buddyzmu, prawosławia i szamanizmu stanowi przykład charakterystycznej dla tych terenów tolerancji religijnej. Najbardziej fascynują go mieszkańcy tego miasta. Ich uprzejmość i gościnność ujmuje pisarza. Na unikalną atmosferę Irkucka wpływa zmieszanie się historii z współczesnością, dawnej chwały z postradziecką współczesnością. Kolej transsyberyjska czy też losy polskich powstańców, którzy zapisali barwną kartę historii tego miasta – tego typu informacje świadczą o fascynacji dziejami Irkucka. Kultura rosyjska zajmuje ważne miejsce w sercu autora. Widać to chociażby po sentymencie do muzyki rosyjskich bardów. Szkoda, ze przytoczone wypowiedzi irkuckich przyjaciół poety nie zostały choćby w przypisie przetłumaczone z rosyjskiego a jedynie zapisane fonetycznie alfabetem łacińskim. Przechadzając się ulicami Irkucka podróżnik zauważa, ze miejscowi mnisi buddyjscy swobodnie rozmawiają przez telefony komórkowe. To nic nadzwyczajnego. Wszak i w Polsce księża i zakonnicy coraz częściej używają tego wynalazku. Buddyjscy mnisi podobnie jak chrześcijańscy czy muzułmańscy duchowni chętnie wykorzystują nowoczesne środki komunikacji takie jak np. iternet czy prasę do szerzenia swych nauk.
Syberia to jedna z najmniej zaludnionych i najsłabiej rozwiniętych części Rosji. Da Europejczyka jej wielkość jest wręcz porażająca. Mirosław Słapik podczas wyprawy w okolice Bajkału poszukuje na tych terenach choćby najmniejszych śladów polskości. We wsi Wierszyna poznaje potomków polskich górników, którzy w poszukiwaniu pracy w 1910 roku dobrowolnie przeprowadzili się do Azji Centralnej. Pomimo, że społeczność ta już od kilku pokoleń mieszka z dala od ojczyzny, to jednak stara się kultywować polskość. Szybkie wyludnianie się tej wioski stanowi dla jej mieszkańców poważny problem. Młodzież po ukończeniu studiów na polskich uczelniach najczęściej pozostaje już na stałe w kraju przodków. Rodzice z jednej strony cieszą się, że ich dzieci mają szansę zdobyć wyższe wykształcenie za granicą i żyć bliżej tzw. wielkiego świata, z drugiej zaś martwią się, że ich pociechy mieszkają daleko od domu.
Ważnym punktem marszruty dla Mirosława Słapika był Bajkał. W pierwszym momencie ogrom wyłaniającego się z mgły jeziora wywołuje w nim uczucie jakby znalazł się nad morzem. Podróżnik odwiedził znajdujące się nad Błękitnym Okiem Syberii osady rosyjskie i buriackie. Od razu rzucił mu się w oczy kontrast pomiędzy tymi terenami a dużymi rosyjskimi miastami. Padło też ważne Pytanie o przyszłość Syberii. Autor stawia tezę, że ideologia komunistyczna skutecznie oduczyła sporą część tych ludzi przedsiębiorczości. Odwiedził również Tarbagataj – osadę staroobrzędowców. Ta grupa etnoreligijna ze względu a prześladowania ze strony władz i Cerkwi chętnie zakładała swoje osady w odległych rejonach Imperium Rosyjskiego, przyczyniając się tym samym do kolonizacji tych ziem. Pisarz spotka się z miejscowym duchownym oraz zwiedził muzeum, w którym zgromadzono wiele pamiątek związanych z tą grupą osiedleńczą.
Pustynia Gobi stała się ważnym miejscem przemiany wewnętrznej autora. To właśnie w tym miejscu Mirosław Słapik uświadamia sobie kruchość i przemijalność człowieka. Chwila wyciszenia pozwala mu na wejrzenie w głąb siebie. Wszechogarniająca cisza pustyni pozwoliła mu choć a chwilę zapomnieć o pędzie życia.
W drugiej części książki możemy zapoznać się z relacją Mirosława Słapika z podróży do Mongolii. Jest t już jego druga podróż do ojczyzny Dżyngis Chana. Pomimo różnic kulturowych autor szybko nawiązuje z Mongołami nić porozumienia. Rozmowy, biesiady przy suto zastawionym stole, uczestnictwo w rytuale postrzyżyn czy też gra w karty i domino powodują, iż lody te zaczynają szybko pękać.
Ogrom pustych stepów i niegościnność klimatu powodują, iż autor zaczyna w zupełnie inny sposób patrzeć na miejsce człowieka w przyrodzie. Noclegi w jurtach, a także przejażdżki wśród zaśnieżonych stepów pozwalają mu poznać tradycyjny styl życia Mongołów. Poznani przez niego ludzie są ciepli i serdeczni. Nie są jeszcze skażeni materializmem. Potrafią cieszyć się tym co mają. Wspólne zdjęcia z polskim podróżnikiem zrobione podczas jego poprzedniej wyprawy zostaną ustawione w centralnych punktach domostw i jurt. Podejście Mongołów do czasu można streścić mottem: Wszystko w swoim czasie. Zachodni turysta, aby nie psuć sobie radości z wyprawy, musi spróbować choć na krótki czas przestawić się na mongolskie pojęcie czasu. W kontekście poprzedniego zdania Mirosław Słapik dziwi się jak Dżyngis Chanowi udało się stworzyć imperium ciągnące się od Półwyspu Koreańskiego i Chin na wschodzie aż o ziemie księstw ruskich i Węgier na zachodzie. To rytm dnia i nocy oraz pory roku, a nie godziny czy minuty są do dziś zegarem dla stepowych koczowników.
Podróżnik skupia się przede wszystkim na odkrywaniu Mongolii tradycyjnej. Warto w tym miejscu nadmienić, iż kraj ten ma jeszcze drugie oblicze skupione głównie w Ułan Bator. W mieście tym mieszka wielu krezusów, którzy po transformacji ustrojowej początku lat 90-ych wzbogacili się na wydobyciu i handlu zasobami naturalnymi.
Poziom życia większości obywateli tego kraju jest niski. Wielkim marzeniem dla przeciętnego Mongoła jest zamieszkanie w małym mieszkaniu w bloku. Lokum takie stanowi o przynależności do klasy średniej. Firmy pochodzące głównie z Chin, Rosji, Wielkiej Brytanii, Kanady i USA w praktyce przejęły kontrolę nad tamtejszym przemysłem wydobywczym. Mongolia, posiadająca bogate złoża m.in.: złota, kamieni szlachetnych, węgla, żelaza, miedzi, uranu czy ropy naftowej, przy mądrych rządach mogłaby szybko wyrosnąć na potęgę gospodarczą. Nadal głównym środkiem utrzymania dla wielu rodzin jest pasterstwo i myślistwo. Poważnym problemem jest bezrobocie i alkoholizm. Częste sięganie po alkohol jest charakterystyczne dla Rosjan Buriatów. Autor wspomina, iż odmowa wypicia – w sporej ilości – alkoholu jest dla gospodarza poważną obrazą.
W Mongolii po latach ateizacji odradza się życie religijne. Mirosław Słapik zauważa, że praktycznie w każdym domostwie i jurcie znajduje się ołtarz buddyjski. Warto dodać, że w tym kraju odnawiane są obecnie klasztory i świątynie buddyjskie, które zostały zdewastowane przez komunistów. Miejsca te szybko stają się centrami lokalnych społeczności. Wzrasta też liczba wyświęconych mnichów. Ku niebu ponownie unoszą się modlitwy o pomyślność dla wszystkich istot żywych i pokój na świecie.
Bogaty materiał faktograficzny to atut tej książki. Czarno-białe i kolorowe zdjęcia mieszkańców odwiedzanych miejsc, zabytków i krajobrazów cieszą oko.
Autor opisuje swoje podróże w sposób ciekawy przez co lektura sprawia przyjemność. Mirosław Słapik zadaje też fundamentalne pytania o pojęcie czasu miejsce człowieka w świecie, dzięki czemu mam do czynienia z intrygującym reportażem podlanym delikatnym sosem metafizyki.
VariArt nr 1/2013
Anna RAU
Empatia buddy
W każdej książce podtytuł „dzieła zebrane”, „wiersze z lat…”, „wybór” daje do myślenia. Po pierwsze oznacza, że autor musi już mieć za sobą stosunkowo liczne dokonania, po drugie zaś, że jego twórczość nie jest efemerydą, „udanym debiutem”, „obiecującym tomikiem”, lecz czymś rzeczywiście zaistniałym w czasie. Tak podtytuł więc to nagroda, a pisarz musi na niego zasłużyć. Mirosław Słapik wydał sześć tomików poetyckich oraz zbiór opowiadań – poetyckich w licznych publikacjach na łamach czasopism, czy o pracy redaktorskiej nie wspominając. Skoro więc stosunkowo cienka książeczka z serii „Biblioteka Autorów z Warmii i Mazur Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Olsztynie” o tytule Odległości wydany w 2012 r. ma właśnie podtytuł „wiersze wybrane” – autor na niego po stokroć zasłużył. Wybór ukazuje spektrum twórczości Słapika od lat 80-ych ubiegłego stulecia, po najnowszą – z 2012 r. Czy owa „odległość” miedzy pierwszym a ostatnim utworem tomiku jest jedyną przyczyną takiego a nie innego tytułu całości? Nie – wszelakich odległości w „wierszach wybranych” gołdapskiego poety, tych geograficznych, chronologicznych, biologicznych, narodowych, psychologicznych, emocjonalnych, nawet filozoficznych czy metafizycznych, jest tak wiele, że łączą się i krzyżują, tworząc ostatecznie wstęgę Möbiusa. Poziomą ósemkę symbolizującą nieskończoność. I dla uważnego obserwatora w tym momencie zapala się światełko ostrzegawcze: nieskończoność? Ale… Ale… A tytułowe odległości?!… Z odpowiedniej perspektywy wszelkie odległości okazują się ostateczną, jedyną bliskością, niekończącym się łukiem uśmiechu oświeconego Buddy.
W tomiku „wierszy wybranych”, czyli tych „specjalnych”, „umiłowanych”, „znaczących”, „cymesów”, po prostu ważnych muszą pojawiać się motywy-kamienie milowe oraz fundamenty świata poetyckiego autora – inaczej utwory nie byłyby w tak uroczysty sposób zebrane… I rzeczywiście – można owe zasady świata dostrzec, a są nimi: miłość, życie-śmierć, Absolut i woda. Gdy się przyjrzeć owym czterem jako potencjalnemu ciągowi logicznemu, rzeczywiście pojawia się oczywisty sens: wszak życie organiczne zaczyna się w wodzie, jego nieuchronnym efektem jest śmierć, jego najważniejszym motorem jest miłość, jego porządkiem zaś jest Absolut – jakkolwiek by go nie nazwać. Całość krąży w ciągłej wędrówce po bezgłośnym, zakręconym kręgu wstęgi Möbiusa. Miłość w godny uznania sposób oddaje się (tak, to jest właściwa gra słów) frazom Słapika i to niejako we – i z –wzajemności, gdyż dla niego jest najważniejsza: „Pierwsza czynność / (…) to dopowiedzieć miłość”. Opisujące ją frazy są eleganckie i działają na podświadomość, a jednocześnie układają się miękko i czule. I to zarówno wtedy, gdy ukazują miłość do kobiety, do rodziców, do dzieci, do własnego, oswojonego miejsca, jak i do samego życia jako mnogości niewyrażalnych inności, czy również śmierci. Śmierci, która pokonuje wszystkie odległości, która jest obecna we wszelkich znanych nam i wyobrażalnych odległościach. Ktoś mógłby wtrącić: „A w raju? – w miejscu gdzie śmierci nie było i być nie powinno?”. Pamiętajmy o tych, dzięki którym nie musimy znać całej strasznej prawdy o zasadach rządzących wszechświatem, o tych którzy widzą więcej. Czyż Hieronim Bosch nie umieścił w swoim Ziemskim Raju małej sprytnej sylwetki kota zwinnie zwiewającego z maleńką ofiarą w zadowolonym pyszczku? Mały dramat dla równowagi świata… Bosch widział więcej, i Słapik widzi więcej – też często umieszcza w swych wierszach futrzanych czy pierzastych strażników równowagi… Opisuje ją – tę równowagę życia, Śmierć, „niby-tunel i niby-światełko na jego niby-końcu” jako „przejście ze stanu stałego w jakiś stan inny”, jako mikrowstęgę Möbiusa. To ona daje ludziom przyjaciół – śniąc ich. Czy nie jest więc lepsza i miłosierniejsza od życia, które nam przyjaciół odbiera?… Życie i śmierć łaczą się z wodą, wychodząc z niej i do niej wracając, dlatego też w tomiku Słapika dotyka ona falistym jęzorkiem niemal każdego wiersza – a przynajmniej każdego z tych, które dotyczą naszego regionu. Poeta bowiem sięga w Odległościach bardzo daleko: na pustynię Gobi, na Syberię, do Mongolii, do Włoch. Widać jednak, że jakkolwiek patrzy zarówno na świat mu bliski – miejsca pochodzenia i zamieszkania – jak i na ten daleki z jednakowym zainteresowaniem, to w przypadku tych rodzimych samoistnie włącza mu się ów filtr wspomnianej już wcześniej czułości – świadomie niechciany, jako burzący obiektywizm spojrzenia, ale i zdradziecko nieunikniony. Filtr ów jednak wbrew obawom autora niczego nie fałszuje, ale niczym soczewka wyostrza szczegóły – na krople mazurskiego deszczu, pieszczotę ścian w wykonaniu pnącza, na skalistość gwiazd – ucząc autentycznej świadomości. Owa świadomość zaś rodzi – ostatecznie – empatię. Podmiot wierszy patrzy na świat właśnie z taką empatią, z buddyjskim współczuciem. Owo „współczucie” nie jest ściśle rozumianym współodczuwaniem, współcierpieniem, ale rodzajem szacunku dla wszelkich form istnienia, czyli dla każdej inności. Taka empatia nie jest cukierkową czułostkowością, ale uwagą, która pozwala widzieć więcej, więcej co za tym idzie – rozumieć. To jest dojrzałość świadomości. Choć może to tylko wspaniałomyślny gest, na który może sobie pozwolić jedynie i już doświadczenie?…
To świadome spojrzenie ogarnia wszystkie byty i niebyty oraz już-nie-byty, wszystko, co inne niż człowiek. To uwaga zaczerpnięta z dalszych odległości niż te mierzone ludzkimi miarami. Taki wzrok dostrzega Głębię w oczach kotki, a nie tylko mechanizm żywej pułapki na myszy, widzi poważną niewinność śmierci w truchełku mewy, a nie paskudne ścierwo, w inności, niewidzialności, czułości zauważa równoległość. To bardzo ważne słowo – pojawia się w wierszach Słapika kilkakrotnie niby klucz do tajemnicy. Wiersz – nomen omen – Równoległość ukazuje świat w tym samym miejscu, w tym samym czasie, z innymi niż my obserwatorami-uczestnikami bytu, czyli jakby w innym czasie i miejscu. Wertując tomik Odległości, można dostrzec, jak teoria multiversum Słapika ewoluuje, a raczej pojawia się coraz wyraźniej w kolejnych utworach: od przeczuć, do aluzji, po wizje całych sekwencji równoległych istnień, żywych wśród zmarłych, zmarłych między żywymi, zwierząt obok ludzi, roślin nad ludźmi, wody miedzy powietrzami. Słapik wchodzi – czasem śniąc, czasem „widząc” – w te równoległości, znów sprowadza te tytułowe Odległości do wstęgi Möbiusa. Czytelnik z kolei może obserwować, jak dzięki takiemu spojrzeniu powstają w podmiocie lirycznym zaskakujące odmiennością pragnienia. Czy bowiem komukolwiek się śniło, że jest poematem? Stąd tylko krok od zuchwałej zachcianki istnienia jako Słowa Pierwotnego? Gdyby zaś kogoś zastanowiło, czy zbiór jest w jednym miejscu możliwych wszechświatów, także tych równoległych do naszego znanego, nie doprowadzi do katastrofy z powodu nagromadzenia materii – powstania antymaterii, eksplozji twórczego Wielkiego Wybuchu lub Małej Apokalipsy, odpowiedź jest prosta: łaska empatii nie dopuści do epatowania dramatyzmem jako reakcji na zwyczajny i przewidywalny ciąg wydarzeń. Tam gdzie jest woda, rodzi się życie, tam, gdzie jest życie, budzi się śmierć, tam, gdzie jest miłość, jaśnieje Absolut. Bóg Słapika szuka z utęsknieniem „takiego zaułka gdzie go nie ma”, przedzierając się przez mgłę zjaw bogów równoległych – egipskich, pruskich, indiańskich, mongolskich… Wychodząc poza granicę filozofii, a wstępując w delikatną pianę emocji, można ową sieć odległości ubraną w słowa nazwać trzecim podtytułem – „wiersze wielkiej czułości”. Z taką bowiem czułością opisywane są wszystkie zjawiska występujące w utworach Słapika: byty widzialne, byty niewidzialne, ruchome i nieruchome, zmienne i trwałe. Miłość widziana przez pryzmat czułości jest „wielka i gorąca”, śmierć „młodziutka i ciepła”, Bóg (zuchwale nazwany „Świętą Naiwnością” – a może to tylko złudzenie czytelnika?…) to „najwspanialszy z podarunków”, podarunków woda – „wymysł lata”.
Podczas lektury tomiku pojawia się zdradliwa pokusa wyśledzenia, ile i jak głębokich wątków autobiograficznych, jakimi lustrami metafor i określeń okrytych, kryje się w Odległościach. Czułość nie może być talentem stricte literackim i takąż kategorią! Lecz w końcu przychodzi opamiętanie i niech zostaną tajemnicami przejmujące słowa o „kołysce z cienia / z Mamą, która zasypia / która coraz ciszej powtarza / Wszystko będzie dobrze, o „mojej żonie, a jej synowej / [co] „odeszła również z mojej winy”, o słowach syna „tato, dlaczego mnie tak słabo uścisnąłeś / ja przecież tak tęskniłem”, o przerwanym „akcie nieopisanej miłości”. Niech jednak zostaną między odległościami wyobraźni.
Tomik Mirosława Słapika o odległościach między i poza „wierszami wybranymi” jest kalos kai aghatos – piękny i dobry. To nie są tylko zwykłe, zgrabne równoważniki zdań. Każdy z tych „wierszy wybranych” zasługuje na zapatrzenie się w przestrzeń bez-odległości.
„Nowe Książki” nr 3/2013
„Z sześciu tomów, od Ciągu logicznego (1988) po Dasein (2010), Mirosław Słapik – pisarz, wydawca i dziennikarz, urodzony w roku 1955 – wybrał utwory najcelniejsze, najlepiej przedstawiające go jako poetę.
Odległości to wybór niewielki, więc zwarty, uzupełnia go garść wierszy z roku 2012. Prywatność – uczucia, obserwacje, refleksje – poeta ukazuje zwykle w kontekście (niekoniecznie na tle) codziennego życia i otaczającego go świata. Co ciekawe, zmysł poznawczy kieruje się ku temu, co jest względem niego zewnętrzne. Mniej „przygody” duszy, w większym stopniu inni ludzie i świat dzisiejszy. Jak w Bajce, gdzie podczas deszczowej nocy wilk pogryzł źrebię, po czym wyobrażenie podmiotu wiersza przedstawia wilka, kiedy spłoszony kryje się w norze i „kładzie się przed wilczycą / jak mężczyzna nagle wyrzucony z pracy”. Drastyczne, acz typowe dla natury zderzenie prowadzi autora ku dość zaskakującej metaforze, niemającej wiele wspólnego z tym, co było jej źródłem. Natura – pejzaże, widoki, zwierzęta, rośliny, zjawiska atmosferyczne – to jeden aspekt i wątek poezji Mirosława Słapika.
Drugi to szeroko rozumiana kultura, podróże bliskie i dalekie, cywilizacja nie tylko współczesna, jej logika i bezsens, sprawy ważne i błahe, mądre i głupie, a wszystkie na swój sposób nieuniknione. Poeta ma wobec nich dystans i rezerwę. Wie swoje i swego broni. Spokojna liryka jest jak odtrutka. Nie ma chyba bezpieczniejszego od niej azylu. Azyl liryczny jest też formą obecności. (C.D.)
Akant 6 (201) 2013
Aleksandra Cegielska
Pustynny wiatr
Szuurga to pustynny wiatr, tomik „Szuurga” to poetycki reportaż MIROSLAWA SŁAPIKA z trzech wypraw do Mongolii, w których poeta utrwala piękno przyrody, prostotę obyczajów i egzotykę tego niezwykłego regionu świata.
Pierwszy wiersz w tomiku brzmi:
przybyłem zobaczyłem
zakryłem dłonią oczy
zniknąłem
Pokazuje to, z jaką prostotą odnosi się do natury i jak jest nią zafascynowany. Góry są ucieczką od kłopotów i trosk, leczą duszę zranioną stratą. Ich pozorny chaos to świat zastygły w rękach Boga. Pustynię porównuje do ogromnego okrętu z ruinami klasztoru.
Wiara jest dla tubylców niezwykle ważna. Nie patrzą na życie w kategoriach początku i końca, sami czują się małą cząstką wszechświata. To zrozumiałe, jeżeli żyją zdeterminowani przez nieujarzmioną naturę. Relacje międzyludzkie są proste i pełne odwiecznych, nienaruszalnych reguł. Herbatę podaje się prawą ręką, kozę zabija się szybko i bezboleśnie z szacunku do życia w jakiejkolwiek postaci. Człowiekowi wychowanemu w cywilizacji europejskiej kosmos kojarzy się z lotami na księżyc, dla ludzi żyjących na pustyni jest on zawarty w kamieniu, który trwa miliony lat.
Po przeczytaniu tomiku autorstwa Mirosława Słapika czuje się niedosyt. Z jednej strony lektura zachęca do zgłębienia wiedzy na temat Mongolii, z drugiej chciałoby się czytać więcej na temat tego niezwykłego miejsca. Miejmy nadzieję, ze autor powróci do tej tematyki w kolejnych wierszach.
„Topos”, nr 5 – 2011
Byt na czatach
Szósty zbiór wierszy Mirosława Słapika pt. Dasein ukazał się jako IX tom serii 3 Biblioteka Autorów z Warmii i Mazur Oddziału SPP w Olsztynie. Na 72 stronach mieści 40 utworów: od dwuwiersza na s. 28 przez miniatury zbliżone do haiku (s. 40, s. 45, s. 69) po znacznie rozbudowane konstrukcje liryczno-filozoficzne: okno (s. 6–7), uśpione (s. 14–16), sen o katedrze (s. 17–18), mistrz (s. 55–57).
Liryki Słapika to podróże do wewnątrz i na zewnątrz, głęboko bliskie zmysłowemu odczytywaniu czasu samorealizacji i dociekań istoty bytu. To poezja nawarstwień, słojów drzewopodobnego ukorzeniania się w narastaniu naturalnym, choć wystawionym na wtórne zdziczenie czasów popkultury i relatywizmu. Wiersze otwierają się na czytelnika wybranego w dedykacji i każdego innego. Bywa, że odwołują się do dzieciństwa, rodziny, przyjaciół, wskazując na każdą poszczególną osobność egzystencji ludzkiej i nieprzekładalność doświadczeń. W oknie dedykowanym „Pani Renacie Jabłońskiej” poeta stara się wejść w międzysłowia koegzystencji bytów kobiety i mężczyzny. Amy – „Dla Amy Winehouse” – to z kolei wyprawa w dźwiękową i ponaddźwiękową przestrzeń kobiecości. Zmysłowe, ekspresyjne obrazy muzyki w tle liryki Słapika są elementem stałym i powtarzalnym od pierwszego wiersza Prometeusz Scriabina. Równie często w tle sytuacji lirycznych pojawiają się reminiscencje malarskie i filmowe. Osobne miejsce w zbiorze zajmuje wiersz wybrańcy dedykowany współtwórcom Domu Marka zakończony egzystencjalnym pytaniem: „czy życie przypadkiem nie jest / monologiem (s. 27). ten wieczór to powrót do dzieciństwa z matką przy maszynie do szycia, „ulubioną kotką Murką” i radzieckimi „statkami płynącymi na Kubę”.
Wpatrywałem się dłuższą chwilę w złotoognistego kota mentalnego z okładki Dasein projektu Michała Tarnowskiego. I myśl poszybowała ku starożytnemu Egiptowi, a równocześnie przypomniał się Zachód słońca w Milanówku Jarosława Marka Rymkiewicza z Kosmicznym walcem Johannesa Brahmsa, w którego finale „Za Brahmsem koty niosą surdut i skarpetki”. I jeszcze ten przejmujący koci orszak z Zimowego pogrzebu na cmentarzu w Bolimowie. A może fado do słów Juliusza Słowackiego „Rudym świtem pod mostem w Sekwanie / płynie kotka przemokła i sina”. Dygresje, transgresje… Wróćmy jednak do meritum. Od tytułu tomu Słapik porusza się w obszarze filozofii Martina Heideggera i jego „dasein” – „tu – bycia” w samorodnym powołaniu człowieka, jakim jest takie rozumienie swojego bycia, w którym transcenduje, tj. wykracza poza swój byt. Relacje osobowe podmiotów lirycznych, często identyfikowanych konkretnie w bliższym i dalszym otoczeniu poety, stają się znakami losu i odkrywania siebie nieraz w kompletnym zatraceniu się bliźniego, jak historia kolegi szkolnego realizującego życie „pod celą”. Układy sytuacyjne: męsko-damskie, rodzinne, przyjacielskie, obcowanie z obcymi, fenomen zbliżeń i nieprzekraczalności bytów, życie obok… Weźmy erotyk z Tobą (s. 10). Z kolei wizja optymistyczna (s. 11–12) – to przestrzeń między historią a kosmosem w urojeniach i złudach podboju imperium. Osobisty liryk zaćma (s. 13) rozprzestrzenia się w wizję świetlno muzyczną na motywie requiem Saint-Saensa. uśpione – to impresja równoległości czasowej losów poety i jego wykolejonego kolegi „Mr Hyde’a” (s. 14–16). sen w katedrze (s. 17–18) – to impresje o płynności czasu, winy i niewinności. Erotyk „Dla M.” przed – to obraz z muzyką w tle i codziennością na pierwszym planie. Zaraz potem rozmowa z Renatą (s. 22–23), a właściwie rozpisany na dwa głosy dialog dwóch archipelagów bez ponownego odkrywania Ameryki. Potem w pytaniach dziecinnych (s. 24–25) opowiadanie o Mongolii z egzystencjalnym pytaniem sześcioletniego chłopca oglądającego na fotografii grupkę buddyjskich mnichów. proza na odlot syna Zygfryda do Stanów i jego powrót kończy się zamiarem, by wreszcie „dopowiedzieć miłość” (s. 33).
Obraz skomplikowanych relacji rodzinnych poszerza opowiadanie (s. 34–35). Nowy Rok powiększa domowe bestiarium o suczkę Herę, wyszczekaną dość intelektualnie, bo jej przypisano końcowe pytanie: „co ty możesz wiedzieć o przerażeniu” (s. 37). A więc płaszczyzna rozum–instynkt w odczuwaniu lęków egzystencjalnych. „Wojnę i pokój” inspirowaną filmem Bondarczuka spuentował poeta pytaniem Leibniza: „dlaczego istnieje raczej coś niż nic?”. Dwa wiersze Wojna i pokój oraz Poddanie Bredy to dynamika i statyka obrazów Bondarczuka i Velasqueza, a w tym drugim zdanie Eliota „poezję / niekoniecznie trzeba rozumieć / ją trzeba czuć” (s. 49) i niezapomniana sekwencja „koni / które tu wyglądają tak / jakby uczestniczyły w negocjacjach” (s. 48). Borges i równoległość – to dwa światy: puls czasu i przestrzeni. Erotyki amen (s. 46) i bez tytułu „dla M.” (s. 47) są same w sobie.
Poetę fascynują królowie życia, co widać w wierszach: kloszard, mistrz, uśpione. Pociąga go podróż w nieznane, w której za przewodnika obiera pierwszego polskiego francuskojęzycznego powieściopisarza – autora Rękopisu znalezionego w Saragossie. Odbywa podróże w głąb czasu, ale i te bliższe z jaskini w Podlesicach (s. 53), powitania (s. 60), w tajdze (s. 61), Targabataj (s. 62), Iwołgińskij Dacan (s. 63), Irkuck (s. 64). I druga strona bytu: wspomnienie prof. Skargi, reminiscencja Smoleńska… I ten zaśpiew z powitania: „a wsio kanczajetsa / kanczajetsa / kanczajetsa (s. 60). A na finał proponuję miniaturę: urodziłem się / nie na tej planecie / nie w tej galaktyce / tylko / w tym życiu (s. 45).
Wacław Klejmont
Mirosław Słapik: Dasein. Olsztyn, Oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Olsztynie,
2010, s. 72. ISBN 978-83 919014-8-9
„Nowe Książki” – styczeń 2011
Prywatne poszukiwania prawdy
Nowy tomik poetycki Mirosław Słapika Dasein przynosi 40 refleksyjnych liryków. W których niebagatelne znaczenie mają egzystencjalne pytania postawione bezpośrednio lub w zawoalowanej poetyckiej formie, np. autor przytacza pytanie Gotfrieda Wilhelma Leibniza: „Dlaczego istnieje raczej coś niż nic”. Lub pyta sam siebie: „co ty możesz wiedzieć o przerażeniu?”, wspominając suczkę Herę, która w czasie puszczania sztucznych ogni w Nowy Rok pełna lęku wskakiwała do wanny. Sam tytuł książki zaczerpnięty z filozofii Martina Heideggera, gdzie pojęcie „dasein” oznacza „fenomen w znaczeniu zwykłym, tzn. sposób ujawniania się rzeczy”. Dasein to zatem książka związana prywatnymi poszukiwaniami prawdy o bycie. Poetyckie poznanie odbywa się poprzez zestawianie ze sobą różnych zdarzeń, sytuacji, refleksji, konfrontowanie własnego doświadczenia z doświadczeniami innych osób bądź ze stereotypami panującymi w kulturze.
W naszej poezji, a także w krytyce, stało się popularne pojęcie „równoległości”. Wpływ na to miał pewnie tomik Jacka Dehnela Żywoty równolegle. Z pomysłu paralelizmu zdarzeń, istnień, czy historii korzysta też Mirosław Słapik. W wierszu równoległość poeta maluje poetycki obraz swojego miasteczka w czasach pruskich. W zatłoczonym pociągu spotykamy młodego Hitlera, który podejmuje swoją pierwszą pracę jako przewodnik turystyczny. W wyśnionym obrazie miasta jest także miejsce na dom bohatera i na niemieckie dzieci – „senne spojrzenie mówi / że ich tu już dawno nie ma / i że nas tu jeszcze nie było”. Poeta przyglądając się historii poprzez konwencję oniryczną, ukazuje przeszłość alternatywną – coś się zdarzyło, ale mogłoby być zupełnie inaczej. W gruncie rzeczy autor stawia pytanie o naturę procesu historycznego. Już Aleksander Demandt dowiódł, że pytania: „Jak potoczyłaby się historia, gdyby Kleopatera miała dłuższy nos?” albo „Jak wyglądałby świat, gdyby udał się któryś z zamachów na Hitlera?”, mają sens poznawczy. Ukazując paradoksalność istnienia, poeta powołuje się na Itala Calvino: „Dowiedliśmy, że gdybyśmy byli, nie byłoby nas”. W wierszu ten wieczór nachodzą na siebie historia prywatna i historia powszechna – mama bohatera szyła sukienkę w tym samym czasie, gdy rosyjskie statki płynęły na Kubę. Wejście do pieczary na Szlaku Jurajskim i ujrzenie napisu na ścianie: „Kasia już tu nie mieszka”, wywołuje refleksję o czasach prehistorycznych i starożytnych, uobecniając przeszłość (jaskinia w Podlesicach).
Kwestia istnienia i trwania została także postawiona w wierszu Potocki i w ostatnim liryku tomu poświęconym prof. Barbarze Skardze. W pierwszym z nich śmierć definitywnie nie może nastąpić, jak w słynnym paradoksie Zenona z Elei, w drugim wierszu życie staje się trwaniem, niemającym końca, wykraczającym poza śmierć: „bujany fotel kiwa się // nie ma już w nim osoby / teraz porusza go obecność”.
Spośród uczuć znajdujących swój wyraz w Dasein najistotniejsze okazują się miłość i przyjaźń. Bohater liryczny podkreśla emocjonalną więź z synem, któremu koniecznie trzeba „dopowiedzieć miłość” (proza). Poeta nie uchyla się także od wyznania miłości kobiecie, nie boi się sentymentalizmu, którego odrobina nikomu zresztą nie zaszkodziła. Rozmawia z M. o jej urodzie, „pieczeni na słodko / i o ważnym niczym” (przed). Do grupy utworów miłosnych należą też z Tobą i amen. Świat w tych utworach warunkowany jest przez kobietę. Wśród wierszy o przyjaźni znajdują się teksty poświęcone poetce Renacie Jabłońskiej, Wojciechowi Łukowskiemu („najważniejsi są przyjaciele / nawet jeśli wyśniła ich śmierć”), Jarosławowi Markiewiczowi czy kolegom, członkom gołdapskiej interdyscyplinarnej Grupy Twórczej „Dom Marka”. Poezja twórcy z Gołdapi osadzona jest w realnej przestrzeni komunikacyjnej. Jest to liryka konwersacyjna, referencyjna, odsyłająca do konkretnego „tu i teraz” bądź „tam i wtedy”, dlatego wiele w niej apostrof do wybranych osób, odwołań do autorów i wydarzeń. Wiersze bywają oparte na wspomnieniach bądź są efektem zapisu poetyckich reakcji na wydarzenie takie jak katastrofa pod Smoleńskiem, operacja, korespondencja elektroniczna, spotkanie z dziećmi i opowiadanie im o Mongolii, obejrzenie filmu, słuchanie muzyki, rozmowa z przyjacielem itd. Słapik pozostając w dialogu z rzeczywistością wiele spraw załatwia wierszem, a granica pomiędzy autorem a podmiotem lirycznym wydaje się cienka.
Potwierdzają to ostatnie utwory tomu, będące śladami podróży Słapika na Syberię. Poszerzają one przestrzeń poetycką naszej liryki. Tak jak Renata Jabłońska wzbogaca polską lirykę pejzażami pustyni Negew i Tel Awiwu, tak Słapik przywozi liryczne reportaże znad Bajkału i Selengi, z Tarbagataju, Irkucka i Iwołgińskiego Dacana. Syberyjskie pejzaże stanowią tło rozmyślań, przeżyć, marzeń i tęsknot, przy czym Słapik nie rozgaduje się, dyscyplinuje wizję, dąży do skrótu i oszczędności.
A skoro jesteśmy przy mapie, warto zaznaczyć, ze w „Bibliotece Autorów z Warmii i Mazur”, ukazującej się od 2000 r., publikowali m.in. Alicja Bykowska-Salczyńska, Selim Chazbijewicz, Zbigniew Chojnowski, Renata Jabłońska, Piotr Piaszczyński, Andrzej Sulima-Suryn… Urodzony w Sokółce Mirosław Słapik jest autorem pięciu tomików poetyckich: Ciąg logiczny (1988), Jest pięknie (1992), Biały wiatr (1998), I dziś, i wczoraj (2002), Szuurga (2008) oraz zbioru opowiadań Biel (2009). Dwa lata temu otrzymał Nagrodę Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego za wkład w kulturę regionu, rok później zbiór Szuurga nominowano do Wawrzynu – Literackiej Nagrody Warmii i Mazur.
Jeśli uniwersum poetyckie powinno – jak zasugerował Karol Maliszewski – łączyć w sobie trzy elementy: emocje, krajobraz i historię, to nowy tom poetycki Mirosława Słapika spełnia ten warunek. Dasein trzeba uznać za książkę szczerą, czystą, nieprzegadaną i – w sensie filozoficznym – wiarygodną.
Jarosław Petrowicz
Jan Jastrzębski „Znowu wiatr”
Poezji Mirosława Słapika towarzyszę jako czytelnik od lat i czynię to z coraz większą satysfakcją. Przyglądam się, jak z tomiku na tomik buduje on swój poetycki kosmos, odciskając w nim ślady własnej egzystencjalnej przygody.
Centrum owego uniwersum stanowi „pozostawiony samemu sobie” poeta i „miasteczko dotykające końca świata”, a to, co je obudowuje, jest solidnie umocowane w materii, wsparte o konkret, ufundowane na „wielkości rzeczy drobnych”. Współistnieją w nim tedy ludzie, zwierzęta, ptaki i rzeczy, jednako ważą ludzkie i zwierzęce dramaty, zaś powaga piramidy w Rapie niczego nie ujmuje pokrytym rosą listkom. Także czas zdaje się być czymś umownym, przezroczystym. Przenikają się epoki, krajobrazy, języki, losy, stąd człowiek z mezolitu czy Wilhelm II „wizytujący pruskie miasteczko Goldap” stają się naszymi współczesnymi, a gdy znajdziemy się w pobliżu starego nasypu, możemy nagle przeistoczyć się w pasażerów pociągu, w którym rozbrzmiewa niemiecka i polska mowa. Bo choć „kolejna noc zamiata po sobie ciemność”, przeszłość zostawia ślady – grodzisko, cmentarzyk, bruk – i domaga się ich odczytania.
Tak więc podmiot liryczny wierszy Słapika ma na głowie cały świat i traktuje tę sytuację jako ekscytujące wyzwanie. Tym bardziej że odbijająca się w jego szkiełku i oku rzeczywistość nie do końca jest oznaczona. Istnieje przecież fenomen bieli, kryją w sobie coś metafizycznego deszcze i burze, no i wciąż daje o sobie znać wiatr. W wierszach autora „I dziś i wczoraj” swawoli on zresztą od dawna, jakby chciał naruszyć ich zdyscyplinowaną, elegancką formę, wywołać jakiś przełom…
Pojawia się też w tytule ostatniego tomiku, gdyż tajemnicze i egzotycznie brzmiące słowo „Szuurga” oznacza pustynny wiatr. Wiatr wiejący na Gobi, gdzie „tutejsi i nietutejsi / uprawiają transcendencję”. Pustynna ascetyczność – dziki czosnek, pojedyncze zioła, kępki traw – przygotowuje do tego grunt. Unaocznia nietutejszemu, że „to czego tu nie ma” oddala go, jakby rzekł Charles Olson, „od wszystkich starych historii” i pozwala mu skosztować innego życia, które jest, dzielonym z innymi, byciem w drodze. To dobrowolne oderwanie siłą rzeczy zmienia spojrzenie na kwestię posiadania. W nowej optyce rzeczywistym dobytkiem wędrowca okazują się spotykani ludzie oraz zaskakująca i wymagająca natura. Czyli ogromne bogactwo, godne kontemplacji, przeżywania i refleksji. Uwolnienie się od uwarunkowań i ograniczeń codzienności oczywiście temu sprzyja i bohater liryczny „Szuurgi” wykorzystuje tę okazję, przekształcając czas dalekich wypraw w solenne święto trwania. Jest ono utkane z pozornie zwykłych czynności i zdarzeń (krojenie baraniego udźca, odwożenie pożyczonej pompki), a podtrzymywane przez miejscowe rytuały („czarka z archi jak opłatek / krąży między naszymi prawymi dłońmi”). Przydaje mu wagi również pejzaż jako przestrzeń nasycona sacrum: „spomiędzy ziół / wyrasta brzuchaty kamień / kawałek Buddy” , „obchodzimy trzykrotnie ovoo (.) tutejszą kapliczkę”. W takich właśnie okolicznościach podmiot mówiący doznaje epifanii, przeżywa ekstatyczne chwile jedności ze światem, odkrywając, że znalazł się „w ludzkim spojrzeniu / nieba barchanów gór / pojedynczych kępek traw / i czerwonych jaspisów”. Właściwie po to przedsięwziął swe podróże. Chciał w pewnym sensie zniknąć, to znaczy oddalić się od własnych traum, powszednich uprzykrzeń i wejść w nowe życie, odnaleźć się w nim i odrodzić. Wszakże i tu „wkradła się śmierć”, gnieżdżą się nieszczęścia – w dodatku ta jego ziemia obiecana ulega naporowi „cywilizowanej inności”, która już utworzyła przyczółki.
Wzbogacone ilustracjami Doroty Narwojsz-Szal, są więc te wiersze poniekąd pocztówkami z zagrożonego raju, ja zaś cenię je sobie z jeszcze jednego powodu. Otóż mocniej niż dotąd wybrzmiewa w nich osobisty ton. Pojawiają się postacie zmarłych rodziców, a swoistej transpozycji ich odejścia dopatruję się w dwóch wierszach, które należą do najpiękniejszych, jakie ostatnio czytałem. „Sarangua” to poruszający portret starej kobiety, kierującej się z pokorą „ku wyjściu” i chowającej w walizce przygotowany na tę chwilę najpiękniejszy deel (jak nasze babcie i mamy skrywające kiedyś w szafach stroje „na śmierć”), a jednocześnie do końca otwarta na życie. „Gdy odszedł Gombodorj” jest z kolei sugestywną, jakby z ducha Leśmiana wywiedzioną wizją wędrówki duszy w zaświaty, które okazują się zaskakująco światowe, ziemskie, swojskie.
Jeśli powiada się, że poeta nie może się spóźnić na swój wiersz, to w kontekście powyższych utworów można też rzec, że pewne wiersze przychodzą do poety dopiero wtedy, gdy jest gotowy na ich przyjęcie.
Wzmacniają one siłę tego tomiku, który w dorobku poety stanowi pozycję wyjątkową, a zarazem harmonijnie wpisuje się w jego twórcze poszukiwania. Także wśród mongolskich bezdroży „najważniejsze / odnajduje (on) w bieli”, „kwitnie wielkie drzewo burzy”, „wiatr czeka na znak”. Wiatr – wieczne otwarcie…
Jan Jastrzębski
„Topos” nr 4 2009, recenzja Janusza Ryszkowskiego
Kocham cię jak Mongolię
Można zobaczyć Neapol i umrzeć, kochać jak Irlandię, ewentualnie podziwiać Gruzję, ale Mongolia jako kraj podróżniczych fascynacji? Ba, żeby tylko. Także jako źródło pisarskich inspiracji. Właściwie dlaczego nie? Mirosław Słapik dowodnie przekonuje, że doświadczenia z trzech mongolskich wypraw można udanie przełożyć na język poezji, a także – co może wydawać się oczywiste – epiki, czego dowodem są piąty w dorobku tomik wierszy Szuurga (co znaczy pustynny wiatr) i debiutancki prozy – Biel. Warto czytać je razem, bo wzajemnie się w pewien sposób uzupełniają.
Dlaczego właśnie Mongolia? Narrator Zapałek też zadaje to pytanie. „Przed szybą samochodu niczym motyle wirują płaty śniegu. A ja po raz kolejny się zastanawiam: po co tu jestem? Dlaczego dobrze mi w tym trzęsącym się samochodzie, wśród śniegu i zapachu kurzu? Dlaczego dobrze mi z tym spaniem w jurcie na podłodze, na twardym?”.
Każda podróż to pozostawienie czegoś za sobą i nadzieja na odnalezienie czegoś nowego. Odnosi się wrażenie, że nowa czasoprzestrzeń służy Słapikowi do sprawdzania lirycznego „ja”, poddania go swoistej ogniowej próbie i zetknięciu z inną tradycją. Umożliwia też głębsze wejrzenie w siebie. Porzucenie dobrodziejstw/przekleństw cywilizacji, obcowanie z przyrodą w stanie niemal pierwotnym, powinno przynieść nowe doświadczenia wewnętrzne, może nawet dotarcie do przytłumionych części własnego „ja”.
W esencjonalnym wierszu otwierającym „Szuurgę” czytamy: „przybyłem zobaczyłem// zakryłem dłonią oczy// zniknąłem”.
Małe dzieci podczas zabaw w chowanego często zasłaniają sobie oczy i są przekonane, że niczego nie widząc, także stały się niewidzialne dla otoczenia. Podmiot nawiązuje właśnie do takiego zachowania, ale trzeba traktować to szerzej – jako właśnie powrót do źródeł wrażliwości, wyzwolenia się gorsetu twardego racjonalizmu. Przytoczmy jeszcze korespondujące z tym zakończenie Zapałek. „To jest jak szkatułka – wchodzę do niej, otwierając niewielkie wieczko, a wewnątrz zaskakuje mnie labirynt. Albo może chcę, by tak było, może zaklinam rzeczywistość i to się tu spełnia. Ten jeden jedyny raz w tym i tylko w tym miejscu. Pewnie też z tej przyczyny tak naprawdę nigdy do końca nie starałem się zrozumieć tutejszych reguł. Dlatego obowiązujący tu nakaz stawiania butów przed snem przodami ku drzwiom, aby były blisko Boga, stanowi dla mnie jeszcze jedną linijkę poematu”.
Słapik także w wierszach przemyca, czyniąc to jakby mimochodem, obyczajowość Mongołów. Dlaczego trzeba uważać, by nie nastąpić na próg jurty, witać się z nakrytą głową, a herbatę podawać tylko prawą ręką? Pewnie etnolog znajdzie dla tych rytuałów zadowalające uzasadnienie. Poeta kontrapunktuje i przekornie uważa we Wspomnieniu, w którym pojawia się motyw pisania po szkolnej tablicy lewą ręką, co spotkało się wówczas z ostrą reprymendą nauczycielki: „jakież to może mieć znaczenie/ dla galaktyk planet i czarnych dziur/ czy wypisuję je prawą/ czy lewą ręką/ pomyślałem”.
To sympatyczne zdziwienie dziecka, które przez naturę zostało skazane na leworęczność a jest zmuszone, by występować przeciw jej prawom.
„Odbywam długą podróż w góry/ by się oddalić/ na chwilę/ od kilku śmierci”. To kolejny motyw peregrynacji. Ucieczki nie ma, bo pytania o sens natarczywie powracają. To nie przypadek, że dwa wiersze mają za motyw zabijanie kozy, symbolizującej ofiarę, ale też, jak w Indiach, pramaterię: „przez chwilę myślałem/ że poznałem najgłębszy sekret/ życia/ gdy Erdene zabijał kozę/ (…) chciałem tym sobie udowodnić/ że rośliny czują tak samo jak ona/ (…) z wnętrza kozy/ wydobył się ludzki charkot (Przeprosiny).
Co wynika z tej lekcji? Mimowolnie przychodzą na myśl słowa wypowiedziane przez Adama Mickiewicza podczas jego Prelekcji Paryskich, dokładnie ich IV Kursu. W jednym z wykładów podjął wówczas problem związków ludzkiego ducha ze światem roślin i zwierząt. „Uczeni sami przyznają, że wielokrotnie widzieli, jak zwierzęta wzięte na męki ostatnim wysiłkiem skupiało w swoim spojrzeniu wyraz ludzkiej niemal boleści, jakiś nieokreślony jęk boleści, jakiś nieokreślony jęk wewnętrzny (…)”. Dalej, przytaczając zapewne mistyka Louisa Claud’ea de Saint Martina, dodawał: „boleść daje prawo do nieśmiertelności”. Przypadkowy dialog tekstów? Może jednak nie. W jednym z wierszy Słapik przywołuje zgorzeleckiego mistyka Jakuba Boehme. A przecież Mickiewiczowskie „Zdania i uwagi” czerpały właśnie z „Bema Anioła Ślązaka i Sę Martina”… Twórca ma prawo na nowo, na własny rachunek, zaglądać do katalogu prymarnych pytań, szukać na nie odpowiedzi, które okazują się nienowe. A ów „jęk boleści”, by pozostać przy określeniu Wieszcza, towarzyszy wielu wierszom poety „Szuurgi”.
Zaletą propozycji Słapika jest to, że można ją odczytywać w kilku planach. Mongolią pisze na temat siebie (co może w tym najważniejsze), ale też stara się też o niej opowiedzieć. Pod niemal każdym wierszem widnieje data i miejsce powstania, pojawiają się imiona bohaterów, elementy lokalnej obyczajowości. Dowiedziałem się, tym razem z przypisu do wiersza, że w Mongolii nie używa się określenia „jurta”, jak to miałem od dzieciństwa zakodowane, tylko „ger”. Różnice kulturowe Słapik tłumaczy tylko wtedy, gdy jest to niezbędne dla lepszego zrozumienia utworu, uważa, by nie popaść w ton przewodnika turystycznego.
Autor „Szuurgi” potrafi oszczędną kreską zarysować plastycznie mongolski pejzaż, z drobnych zdarzeń utkać parabolę, pokazującą „tao rzeczy najprostszych”: „(…) na motocyklu podjechał młody Mongoł/ kucnął/ zapalił papierosa/ wypił herbatę/ pomilczał/ potem/ nieproszony/ pomógł nam naprawić półośkę”.
Już na wstępie wspomniałem, że oba tomiki Słapika ciekawie się uzupełniają. Co prawda w Bieli na siedem opowiadań dwa (Łyżka, Zapałki) związane są tematycznie z Mongolią i będąc – moim zdaniem – zdecydowanie najmocniejszą stroną zbiorku, ale można obserwować, jak motywy, nawet obsesje, z poezji przenikają do onirycznej prozy.
Przykład? Zestawmy fragment wiersza i prozy zatytułowanych jednakowo Biel. „Najważniejsze/ odnajduję w bieli”. „Uważał, że biel pozwalała mu bardziej zagłębić się w kosmos. Pozbyć się nieistotnych detali życia, ukryć znamiona rozpadu”.
„Szuurgą” Słapik mocno zwyżkowałby na literackiej giełdzie, gdyby taka była; jako debiutujący tomikiem prozaik wypada obiecująco. Jego proza podporządkowana głównie poetyce snu, ma swój wyraźny klimat. Może tylko „Hotel”, na który zabrakło pomysłu, wyłamuje się z tego porządku.
Obie książki, to warto dodać, że smakiem zilustrowała Dorota Narwojsz-Szal.
Janusz Ryszkowski
______________
Mirosław Słapik, Szuurga, Z bliska, Gołdap 2008; Biel, Oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Olsztynie, Olsztyn 2009.
„Borussia” nr 46/2009
Najważniejsze odnajduję w bieli. O prozie Mirosława Słapika
Zbiór opowiadań Biel, wydany w br. przez Odział Stowarzyszenia Polskich Pisarzy w Olsztynie, jest prozatorskim debiutem Mirosława Słapika – poety i wydawcy, redaktora naczelnego wydawnictwa „Z bliska”, które istnieje od 1998 roku w Gołdapi na Mazurach. Mirosław Słapik jako poeta zadebiutował w 1981 roku na łamach prasy literackiej. Publikował m.in. w „Borussi”, „Warmii i Mazurach”, „Jaćwieży”, „Toposie”, „Poezji Dzisiaj” i macedońskim piśmie „Kulturnyj Żywot”. Wydał dotąd pięć zbiorów wierszy: Ciąg logiczny (Suwałki 1988), Jest pięknie (Łódź 1992), Biały wiatr (Warszawa 1998), I dziś, i wczoraj (Olsztyn 2002) oraz Szuurga (Gołdap 2008). W 2009 roku tomik Szuurga został nominowany do Literackiej Nagrody Warmii i Mazur Wawrzyn 2008. Wiersze Słapika zamieszczane były również w antologiach literackich, między innymi w Przed i za. Antologii literackiej (Olsztyn 2007).
Dwa z kilku z zawartych w zbiorku Biel opowiadań łączy się tematycznie z wierszami z tomiku Szuurga – wszystkie te utwory są bowiem owocem trzech wypraw autora na mongolskie stepy: latem 2004, zimą 2006 oraz ponownie latem 2007. Biel jest zatem nie tylko jedną z nielicznych w polskiej literaturze książek podejmujących temat podróży po Mongolii (w latach 20. ubiegłego stulecia ukazały się dwie powieści Wacława Sieroszewskiego o pokrewnej tematyce), ale też książką, której autor – co również nieczęsto przytrafia się polskiej prozie – posługuje się konwencją oniryczną.
Zamieszczone w zbiorku „opowiadania mongolskie” – Łyżka i Zapałki – nie mają charakteru reportażu ani opowieści podróżniczych; różni je m.in. obecność perspektywy metafizycznej. To, co stanowi materiał dla reportera, zostaje tutaj poetycko przetworzone: autor kreuje świat z pogranicza jawy i snu, w którym czas i przestrzeń odsłaniają swój relatywny charakter. Nie tracąc wymiaru historycznego, zyskują bowiem wymiar mityczny – podobnie jak w prozie realizmu magicznego, która w latach 70. i 80. ubiegłego stulecia znajdowała w Polsce liczne grono czytelników.
Wyprawa do kraju niebędącego raczej ulubionym celem turystów, jest dla autora-narratora podróżą w głąb siebie. Jak mówi narrator opowiadania Zapałki:
„Ściemnia się. Przed szybą samochodu niczym motyle wirują wielkie płaty śniegu. A ja po raz kolejny się zastanawiam: po co tu jestem? Dlaczego dobrze mi w tym trzęsącym się samochodzie, wśród śniegu i w zapachu kurzu? Dlaczego dobrze mi z tym spaniem w jurcie na podłodze, na twardym?
Przecierając szybę naszego radzieckiego uaza, myślę o tym, dlaczego podjąłem tę podróż, co tu ze sobą wwiozłem – czy smutek, czy radość (…) oczyma duszy próbowałem odnaleźć pretekst do tej podróży, który wcale nie był dla mnie jasny. Przypomniałem sobie, że znajomy prosił mnie o kupienie do kolekcji tutejszych zapałek.” (s. 77).
Na jednym z internetowych blogów, poświęconych podróżniczym wyprawom, można odnaleźć relację z podróży do Mongolii, mającą na celu zniechęcenie potencjalnego turysty do odwiedzenia tego zakątka kuli ziemskiej. Autorka blogu – dokumentując swoje słowa serią zdjęć – napisała: „Tam n i c nie ma!” Fotografie przedstawiały najczęściej pozbawione drzew, zakurzone „osiedla” szałasów (z ironicznym podpisem: „mongolskie miasta”) oraz rozjeżdżone, jakby ośmiopasmowe stepowe drogi (określane jako „główne arterie” kraju). Nieustannie psujące się w stepie środki transportu – radzieckie uazy, brak łazienek i wszelkich wygód, tak dotkliwie odczuwany przez autorkę blogu, przekonaną o wyższości zachodniej cywilizacji, w utworach Słapika nabierają odmiennego nacechowania. Pusta, rozległa przestrzeń daje możliwość wyzwolenia się od zgiełku współczesności, od ograniczeń własnego „ego” i dotkliwości jednostkowego losu. Jak napisał poeta w melancholijnym wierszu Podróże z tomiku Szuurga: „odbywam długą podróż w góry / by się oddalić / na chwilę / od kilku śmierci / gdyż / wiosną odeszła moja kotka / wczesnym latem pies / kilka dni temu / zasnął ojciec” (s. 6).
Step staje się jednakże nie tylko miejscem ucieczki, ale przede wszystkim przestrzenią, która ofiarowuje głębszy sens istnienia, i w której przejawia się szczególny rodzaj teofanii. Obecność sacrum jest tutaj odczuwana na każdym kroku:
„W tym małym domostwie za każdym razem coś innego mnie olśniewa – esencjonalność, kosmos, zgoda na trud życia, i ta szczególna buddyjska pasywność połączona z mnóstwem małych-wielkich ceremoniałów, w odprawianie których również gość powinien się włączyć. Tyle że tu gościowi nikt nie narzuca swojej religii.” (s. 82).
Magiczne rytuały, jak trzykrotne obchodzenie przed podróżą buddyjskiej kapliczki ovoo, w kształcie materialnym będącej stertą kamieni i śmieci; nakaz stawiania butów przed snem przodami ku drzwiom, aby „były przez to bliżej Boga”, czy rytuał pożegnania – drewnianą łyżką i mlekiem – stają się w oczach europejskiego podróżnika „jeszcze jedną linijką poematu” (s. 83). Opowiadania mongolskie są próbą wejścia w świat nomadów, którego nie można opisać ani zrozumieć w kategoriach własnej kultury, dlatego też autor „nigdy do końca nie starał się rozumieć tutejszych reguł”:
„To jest jak szkatułka – wchodzę do niej, otwierając niewielkie wieczko, a wewnątrz zaskakuje mnie labirynt. Albo może chcę, by tak było, może zaklinam rzeczywistość i to się tu spełnia. Ten jeden jedyny raz w tym i tylko w tym miejscu” (s. 83).
Oniryzm przenika również pozostałe opowiadania z tomiku Biel. W opowiadaniu Paczka bohater zostaje fizycznie „wciągnięty” w sny nieżyjącej kochanki, a w utworze Patryk zabite okno dworku skrywa drugą, ukrytą i nieskończoną przestrzeń. Podobnie w opowiadaniu Hotel – realna rzeczywistość łączy się z tym, co niewysłowione i otoczone aurą niesamowitości.
Motywem, który przewija się w zbiorze opowiadań, jest tytułowa biel, symbolizująca zarówno odważną erotykę (Biel), jaki i duchowość, nieświadomość, sacrum i śmierć (Jeffrey, Łyżka, Zapałki). Będąc kolorem wtajemniczenia i ceremoniału przejścia, biel sygnalizuje obecność innego wymiaru, pozwala „bardziej zagłębić się w kosmos. Pozbyć się nieistotnych detali życia, ukryć znamiona rozpadu” (s. 43).
Poetycka, pełna skupienia proza Mirosława Słapika kreuje świat rządzący się własnymi prawami, w którym zatarta zostaje granica pomiędzy zewnętrzną powłoką zdarzeń a głębszym wymiarem rzeczywistości. Autor, poszukując wyzwolenia od „detali życia” oraz
harmonii z otaczającym wszechświatem, potrafi zarazem nawiązać nić intymnego porozumienia z czytelnikiem i na tym również polega wartość tej prozy.
Beata Tarnowska
[Mirosław Słapik, Biel, Odział Stowarzyszenia Polskich Pisarzy w Olsztynie, Olsztyn 2008, ss. 84.]
„Odra”, 9 września, rubryka „W oficynie”, fragmenty tekstu Karola Maliszewskiego
Wydawnictwo Jarosława Markiewicza robi się coraz bardziej ezoteryczne. Chcę przez to powiedzieć, że wychodzą tam książki zupełnie osobne, związane z prywatnymi poszukiwaniami prawdy o bycie. (…)
Motyw wiatry pełni istotną rolę w poezji Mirosława Słapika, nie jest może on tak mistycznie interpretowany, niemniej przenika i przewiewa gęstą materię powiązań i relacji duchowych wrażliwego mieszkańca Prus Wschodnich. Bo kimś, takim nieodrodnym synem „Borussi”, jest bohater wierszy zawartych w książce „Biały wiatr”. Polecam jego celną charakterystykę zawartą w posłowiu pióra Zbigniewa Chojnowskiego: Wiersze Mirosława Słapika wchłonęły elementy-pamiątki pruskowschodniej historii, odcisniętej w gołdapskiej okolicy (…) Poeta ujawnia tę wygasającą tęsknotę za trwaniem przez sztukę, dla sztuki i w sztuce. Ujawnia także niesamowite, ezoteryczne pamiątki przeszłości i tu najbardziej zainteresował mnie wiersz-dokument dotyczący zagadki pruskiego grobowca niedaleko Gołdapi kryjącego w piramidalnym wnętrzu zmumifikowane zwłoki pozbawione głów. (…)
Recenzja Jarosława Wróblewskiego – „Topos” 1998 r.
Autor ma w dorobku dwa tomiki wierszy („Ciąg logiczny” 1988 i „Jest pięknie” 1992), jest redaktorem naczelnym dwutygodnika „Z bliska”. No właśnie, wiersze z „Białego wiatru” też układają się w cykl „Gołdap z bliska”, a może bardziej „Gołdap i okolice”. A więc, jak pisze autor posłowia Zbigniew Chojnowski, ich specyfiką jest „wczucie się w najbliższy krąg ziemi”, ale jednocześnie: „otwarcie się na czasy, obszary i kultury inne, obce i dalekie”. Jeśli dodać do tego sensualny ogląd świata, zmysłowość pomieszczonych w książce erotyków, zachłanność szczegółu, „rzeczy drobnych”, urodę szczegółu topograficznego i onomastyki, to całość musi wydać się interesująca. I tak w istocie jest. M. Słapik jest badaczem białego wiatru, któremu przypisuje właściwość mata i fizyczną: biały więc konkretny. Jest więc jeszcze jednym eksploratorem tego, czego nie widać, a co przypomina o swoim istnieniu, o swojej dotkliwej obecności.
Recenzja Wacława Klejmonta – „Życie Olecka”, 7 czerwca 1998 r.
Wolne wiersze
„Ja, co nigdy nie czytam lub przynajmniej mało…” – chlubił się starosta Gadulski około 3 maja 1791 roku. Ile czytają nasi obecni posłowie i senatorowie, tego nie wiem, ale z majowymi uczniami abiturientami najlepiej nie jest. Na maturalne pytanie o suwalskich twórców nieodmiennie ekshumuje się Konopnicką, choćby szkołę wytapetować od sufitu od podłogi krajobrazami kultury współczesnej.
Przestrzeń duchowa Suwalszczyzny rozszerzyła się odwrotnie proporcjonalnie do pustyni czytających. Gołdap na mapie dokonań literackich zajmuje od lat poczesne miejsce. W poezji ugruntowała je legenda przedwcześnie zmarłej Małgorzaty Dobrowolskiej, genewska Nagroda Fundacji im. Kościelskich dla Marzanny Bogumiły Kielar za „Sacra conversazione” oraz oryginalna i zagadkowa, mieniąca się „Jako piękny wąż żmudzki, zwany giwojtosem” – liryka Mirosława Słapika.
Ostatnio warszawskie Wydawnictwo „Przedświt” dzięki pomocy finansowej Wojewody Suwalskiego i Domu Kultury w Gołdapi opublikowało głęboko ukorzeniony w naszej ziemi i pisany językiem naszych czasów nowy, telluryczny, zupełnie odmienny od poprzednich tomik Słapikowych… ballad i romansów pt. „Biały wiatr”. Od zwięzłego haiku po impresjonistyczną rozlewność poematu wiersze w nim zawarte zdają się rejestrować, co w każdej chwili obumiera i rodzi się na tej ziemi – miłość i śmierć. Tajemnicza piramida grobowca spod Rapy, poniemiecki cmentarzyk na skraju Puszczy Rominckiej, kurhany Jaćwingów… I dalej z nurtem Btędzianki, pod widmowymi „betonowymi słoniami” mostów w Stańczykach, obok myśliwskich głazów Wilhelma II w sercu puszczy… Jeszcze echa Czerniachowska, Królewca, miejsc, ludzi i czasu ponad wszelkimi granicami. Jak biały wiatr, jak kamień w wodę!
Kryształowo klarownym wierszom Słapika towarzyszą w głębokiej sepii odbite fotogramy Tadeusza Krzywickiego, liryzmem światła zestrojone z mroczną legendą i historią pogranicza kultur, narodów.
Konopnicką wielką Poetką jest! Ale odczytywanie znaków czasu naszego należy do współczesnych. Słapik robi to po mistrzowsku. Dla rozbudzenia wrażliwości polecam jego strofy tegorocznym i przyszłym absolwentom. I aby nie przedobrzyć, zapisuję na receptę przeciwko zamuleniu wyobraźni superminiaturowy majstersztyk liryczny
„idzie śmiech”.
Wacław Klejmont
Kolejna noc zamiata po sobie ciemność
Chodzi o przaśne małomiasteczkowe noce, które przynoszą sen pozbawiony marzeń w niewielkiej Gołdapi, tuż przy zapadłej rosyjskiej granicy. Noce jak eter. Wynurzające się z siebie po to, aby pozamiatać ciemność – nie, żeby obudzić do nowego życia. Ale nie wszyscy gołdapianie zapadają w te noce bez pamięci i marzeń. Jest tam tez poeta, który poszukuje innego wymiaru tej przestrzeni i upływającego czasu.
Mirosław Słapik, poeta i redaktor naczelny dwutygodnika „Z bliska”, ma w swoim poetyckim dorobku dwie książki: „Ciąg logiczny” (Suwałki 1988) i „Jest pięknie” (Łodź 1992) oraz wiele publikacji rozproszonych. obecnie warszawskie Wydawnictwo „Przedświt” opublikowało trzeci tomik wierszy poety z Gołdapi, zatytułowany „Biały wiatr”. „Biały wiatr” to zestaw 24 wierszy, ozdobionych nastrojowymi fotogramami Tadeusza Krzywickiego, również gołdapianina.
Tomik „Biały wiatr” Mirosława Słapika dzieli się wyraźnie na dwie części. Pierwsza to ów „biały wiatr” ukonkretnienie niekonkretnego, atmosfery małego miasteczka, w którym z nieczynnego dworca kolejowego nie odchodzi już żaden pociąg. Mirosław Słapik otwiera przed nami swój intymny małomiasteczkowy swiat i jego nikły wymiar, rozciągając „dlugim smykiem” stąd do Warszawy” w Stabat Mater Antoniego Dworaka. Jest to trochę sztuczny zabieg poetycki, tak jakby poecie brakowało wiary w to, iż świat, który go otacza i w którym przyszło mu żyć, jest wystarczająco ważny i dostojny. Dodaje mu powagi poprzez częste odniesienia kulturowe, przeważnie muzyczne. Między chmurami i miasteczkiem pojawia się „Luminescencja” Keitha Jarreta, kotka ma oczy Picassa, w seks wkrada się „Pasja według Świętego Mateusza” Johanna Sebastiana Bacha, z pustego dworca odjeżdża do Warszawy wiolinowy trel Dworaka. W pewnym momencie te konfesyjne wiersze zostają przełamane. Poeta wchodzi w inny wymiar, po którym porusza się w sposób bardziej konkretny, można rzec refleksyjno-opisowy. Są to wiersze dotyczące regionu i jego historii, która zderza się z aktualną rzeczywistością czasu i przestrzeni. Wiersze: „Wydminy”, „Luschnitz”, „Stokrotka”, „Kant”, „Blummenstrasse”, „Wszystkich Świętych”, „Mosty w Stańczykach”, „Zoropat”, „Katedra w Królewcu” i „Czerniachowsk, grudzień 1996” można by było zaliczyć rutynowo do nurtu określanego obecnie mianem poezji „małoojczyźnianej” albo „korzennej”i – ze względu na ich mazursko-poniemieckie koneksje – pomieścić w okolicach maniery poetyckiej, reprezentowanej przez poetów z kręgu olsztyńskiej „Borussi”. jest tu jedna, w kontekście całego zbioru, pewien dodatkowy element, który dodaje „ludzkiego oblicza” całości. Jak już mówiłem, wydaje się, że poeta nie docenia ważności swojego „małego świata”, usiłując go w pierwszych wierszach zbioru „docenić” otoczką kulturową. Dalej jakby kontynuuje te operację, sięgając po historię, umieszczając maleńkie wsie i prowincjonalne miasta na mapie dziejów Europy dotykając tą prowincjonalną małością „rzeczy wielkich” – historii, filozofii, znaków przemijania… Czyni to jednakowoż w sposób bardzo przekonywujący, opierając się na konkrecie, szczególe, istotnym dla całości drobnym elemencie, jakim jawi się los jakiegoś Piotra Chomyna, nagrobek Juliusa Baumanna, czy ciężka zima i brak opału w Czerniachowsku. Może troche niepotrzebnie swoje wiersze opatrzył poeta całą masa przypisów, które przeszkadzają w refleksji i powodują, iż przewagę nad nią uzyskują treści informacyjne. Ale poprzez przypisy, tak jak w pracy naukowe, podkreślana jest również rozległość i ważkość tematu.
Reasumując, polecam gorąco wszystkim nowa książkę poetycką Mirosława Słapika. Przede wszystkim tym, którzy tkwiąc w atmosferze małego miasteczka i małych codziennych spraw, myślą i całą duszą pożądają tej przestronnej wielkości, oddechu na miarę kosmosu, odnalezienia miejsca, ważności i spełnienia własnego życia. Zapraszam Was do tej książki tym wierszem Mirka Słapika:
wielkość
kiedy rozmawiam z moją kotką
a ona podnosi na mnie wzrok
głęboki
niczym oczy Picassa
myślę o wielkości
Wojciech Marek Darski
Mirosław Słapik „Biały wiatr”, Wydawnictwo Przedświt, Warszawa 1998.
„Czas Kultury”, fragment szkicu Eugeniusza Białego „Ślęczenia i ekstazy – o najnowszej poezji polskiej”
(…) Jeżeli zdecydowałem się pisać w tutejszym niejednoznacznym kontekście także o tomiku Mirosława Słapika „Jest pięknie”, przyczyną nie była słabość artystyczna tej twórczości, której cechą dominującą jest bardzo precyzyjne obrazowanie, dbałość, by żaden jego element nie wydał się czytelnikowi przypadkowy, co zawsze cenię. Istotny powód stanowiła znajdująca wyraz w tomiku ostentacyjna elegancja estety, która – doprawdy nie wiem, jest konceptem czy heroizmem. Wiersz „Wybieranie apokalipsy” zakrawa na prowokację – to propozycja dwóch obrazów końca świata wywołana przez jaskółkę. Propozycja ta ma wszelkie cechy gry wyobraźni. Podobnie z wierszem „Jakbym siebie widział jako bóg”. Niewątpliwie chodzi o dystans, ale znowu – artystyczny, czy egzystencjalny? Poeta pisze ładne wiersze czy łagodzi paradoksem i estetycznym gwałtem na naturze grozę istnienia? (…)
„Odra” z kwietnia 1994 r., fragment rubryki „Poza oficyną” (autor „or”)
(…) Podobnie świadomie uchylająca się od odpowiedzi na wyzwania dzisiejszej rzeczywistości, unikająca „brulionowego” epatowania, szukająca oparcia w bezpieczeństwie natury (choć także sztuki) jest liryka autora z pobliskiej Gołdapi Mirosława Słapika. Choć jego wiersze w tomiku „Jest pięknie” (Stowarzyszenie Literackie im. K. K. Baczyńskiego, Łodź 1993) są – można rzec – bardziej impresyjne i doraźne od utworów Chojnowskiego (…)
„Borussia” nr 9, 1994 r., fragment recenzji Zbigniewa Chojnowskiego „Trzej poeci”
Skrawek podartej fotografii raju
Mirosław Słapik (redaktor naczelny gołdapskiej gazety „Z bliska”), jak na to wskazuje tytuł jego pierwszego tomiku „Ciąg logiczny” (Suwałki 1988), jest zwolennikiem myślowej klarowności w poezji. Jego wiersze z tomiku „Jest pięknie” są logicznymi równaniami, których śledzenie i odczytywanie (rozwiązywanie) przynosi dużą satysfakcję intelektualną i estetyczną. Gra słów, odkrywanie paradoksów, demaskowanie stereotypowego rozumienia mitów i dzieł sztuki ma swoje źródło w pilnej obserwacji rzeczywistości najbliższej. Słapik sprawdza na sobie i w sobie zasłyszane lub wyczytane prawdy. Konfrontując je z własnymi doświadczeniami zdobytymi w sytuacjach codziennych, w praktyce życia. Jego tajemnice, rzeczy niedocieczone są „po to żeby zająć się czymś/ by nie płakać”. Toteż nie jest to poezja marzycielska. Słapik to poeta i trzeźwo patrzący na świat realista. Wychodzi on z przekonania, że to, co dzieje się w jego domu, bliskim otoczeniu przerasta nawet najśmielsze marzenia – bo „jest pięknie”. Poeta proponuje więc coś praktycznego, coś w rodzaju sztuki patrzenia na swą codzienność, aby uchwycić jej wartość, godność, urodę i aby dostrzec w niej „skrawek podartej fotografii raju”. Poezja w tej roli nie występuje od dziś, ale trzeba o niej przypominać. W zgodzie z własną wrażliwością uczynił to Mirosław Słapik.
Zbigniew Chojnowski
Kafka ze śmietanką
A właściwie herbata. Herbata jest medium filozoficznym, podczas gdy kawa to atrybut salonowy i trywialny, chyba że popija się ją z inkrustowanej, miedzianej czarki wraz z Harunem Al-Raszidem. Znam ten herbaciany aromat, rytuał, stwarzający dystans i powolne, namaszczone, wypełnianie się teinową mądrością. Plus papieros, plus – tańcowała para z dymem, plus usłużne drobiazgi. Dlatego bliskie mi są poranne herbaciane ucieczki poety Mirka Słapika z Gołdapi. Nie mniej, co powtarzam za taoistami Mistrz Herbaty: „Istotę rzeczy stanowi jedynie pustka. Na przykład o realności pomieszczenia stanowi pusta przestrzeń ograniczona dachem i ścianami, a nie sam dach i ściany. Użyteczność dzbanka na wodę polega na pustce, do której można wlać wodę, a nie na formie dzbanka, czy na materiale, z jakiego został wykonany. Pustak jest wszechobecna, bo wszechobejmująca”. W słapikowej poezji jest wiele odniesień do wschodniego kultu pustki. Poezja ma być poza wierszem. Na wschodni sposób zwięzła forma ja tylko przywołuje. Ale pustka jest bolesna. Nazywam to palpitacja kosmicznego pyłu. I wtedy tr4zeba ją natychmiast ocieplić. Na przykład wypełniając naczynie gorącą, aromatyczną herbatą. Albo muzyką, albo czyimiś włosami, albo „małym zachodzikiem słońca maleńkim tu i teraz”.
W wierszach Mirka Słapika, umieszczonych w niedawno wydanym tomiku Jest pięknie, gra kontrast. Można powiedzieć, że Słapik stosuje specyficzną „matematykę wiersza”, gdzie wartości tak zwanego niższego rzędu i vice versa. Czasem wydaje się, że Mirek Słapik z niezwykłą pasją usiłuje tępić wzbierający w nim nadmiar liryzmu. Jednak nie zawsze mu się to udaje. No i bardzo dobrze. Przy tej okazji powstają wiersze bardzo oryginalne, osobne i wyraziste.
Mirek Słapik obraca się w dwóch przenikających się światach: świecie swojej prywatności i w świecie kulturowym. Orfeusz dzieli się z nim reumatyzmem. Komiksowe postaci Buzzatiego – jak one wyglądają w pełnię księżyca nad gołdapskim placem? Muszla klozetowa to dobre miejsca dla Notunga. No i to jest piękne. Ale chyba nie całkiem.
Bardzo wiele w tych nowych wierszach Mirka Słapika melancholii, nawet kiedy ukręca jej łeb śmieszną ale przeważnie zaprawioną goryczą, pointą.
Podoba mi się wiersz „słowo jesień”, bo mężczyzn poznaje się po listach i wierszach, które piszą dla kobiet. Są wtedy w 100 procentach takimi, jakimi chcą być. Kobiety natomiast odczytują z tego akurat tyle procent, ile wynosi ich kobiecy egoizm. Jeśli przekracza skalę stuprocentową – same zaczynają pisać wiersze i listy.
Podoba mi się wiersz „dlaczego generał wygrał wszystkie wojny”, bowiem kiedyś na bzdurnej spielbergowskiej komedii ujęła mnie scena z groźnym generałem popłakującym z rozczulenia nad disneyowskim słoniątkiem.
Podoba mi się „wybieranie apokalipsy”, bo odkąd moja matka wybrała dla mnie życie, lubię bawić się w wolność, polegającą na układaniu nieprawdopodobnych scenariuszy zagłady wszechświata. Wszechświat to ja!
Podobają mi się wiersze Mirka Słapika i tak na dobrą sprawę to czego ja się jeszcze tutaj czepiam. „Po co to wszystko ktoś zapytał //po to żeby zająć się czymś // by nie płakać”.
Jak się tak naczytam, to zawsze przychodzą mi do głowy głupoty (to bardzo dobry objaw). Teraz przypomniała mi się anegdota o teście przeprowadzonym przez psychologa na więźniu – recydywiście. Psycholog zaczął opowiadać bajkę: „- Dziadek i babka posadzili rzepkę…”. Więzień miał ją dokończyć. No i dokończył: „- A później Rzepka wyszedł z mamra i zaciukał dziadka i babkę”. A Kafka jest najlepszy ze śmietanką. Jeśli oczywiście nie ma herbaty.
Wojciech Marek Darski
(Mirosław Słapik – „Jest pięknie”, nakładem Stowarzyszenia Literackiego im. K.K. Baczyńskiego, Łódź 1993.)
„Kurier Poranny”, 15 marca 1994 r.
Jest pięknie?
Tom wierszy Mirosława Słapika „Jest pięknie” wydany przez Stowarzyszenie Literackie im. K. K. Baczyńskiego jest drugą książką poetycką gołdapskiego autora. Ukazał się pięć lat po debiutanckim „Ciągu logicznym”.
Mirosław Słapik jest nie tylko poetą, animuje środowisko literackie w województwie suwalskim, redaguje ukazujące się w Gołdapi pismo „Z bliska”. Na marginesie warto wspomnieć, że z Gołdapią utrzymuje silne związki urodzona tam Marzanna Bogumiła Kielar laureatka nagrody Fundacji im. Kościelskich i Nagrody Poetyckiej im. Kazimiery Iłakowiczówny. O prężności środowiska świadczy również zainicjowana przed rokiem „Gołdapska Jesień Poezji”.
Wiersze Słapika różnią się od dominujących i modnych obecnie trendów poetyckich. Nie ma w nich rozchełstania, szokowania językiem, a z drugiej strony, nie są również bezrefleksyjnym opisem rzeczywistości. Słapik nie obiecuje, że opisze kosmos, jego kosmosem jest maleńkie „tu i teraz”. Chce uczciwie, w ściszeniu opowiadać o świecie wewnętrznym, w którym jest miejsce na cierpienie ale i radość, i ironię. Jest również miejsce na wielkości, Hieronima Boscha, Van Gogha, Kafkę, ale i sztukę popularną, komiksową. „pewnego dnia kiedy podeptał już wszystko oparł się na zmęczonym czołgu otworzył dłoń/ i czule uśmiechnął się do maleńkiego słonika/ który przyniósł mu szczęście”(wiersz „„dlaczego generał wygrał wszystkie wojny”).
W wierszach Słapika jest widoczne napięcie miedzy pięknem świata, liryzmem a ironią, która umożliwia uzyskanie dystansu. Nawet tytuł tomu „Jest pięknie” odczytuje się w tym kontekście, jako pytanie, a nie stwierdzenie. Ironia staje się linią obrony przed nacierającym światem, umożliwia rozsądny jego ogląd: „może iks dawno uznane już martwym tak naprawdę żyje/ może żywe jest tylko pozorem/ po co to wszystko ktoś zapyta/ po to by zająć się czymś by nie płakać” (wiersz „matematyka”).
Pierwszy tom Mirosława Słapika był interesującą zapowiedzią własnego osobnego głosu, „Jest pięknie” tę zapowiedź potwierdza. (jen)
Suwalsko-Mazurskie „Krajobrazy”, tekst Zbigniewa Chojnowskiego
Zbiorek Mirosława Słapika „Ciąg logiczny” wyróżnia się zapisem osobistym intymnego reagowania na sztukę, muzykę, pop-kulturę. Bardzo trafnie funkcję tych „poetyckich świadectw czasu” określił Andrzej K. Waśkiewicz: „Jest to, paradoksalnie poezja buntująca się przeciw anonimowości, poszukująca wspólnoty. Wspólnoty tej jednak szuka w tym co ujednolica doznania”. Na utwory te można spojrzeć także jako na przykład zdominowania wyobraźni i wrażliwości przez to, co odległe, a jednocześnie dzięki cywilizacji, bliskie, wręcz prywatne. Skutkiem tego zderzenia jest w „Ciągu logicznym” kolejny paradoks. Autor przeżywa w równej mierze „zjawisko” Janis Joplin, Jimi’ego Henrixa, jak i to, co przynależy do jego rodzinno-prywatnej sfery (postacie brata, stryja, rówieśników z zabaw chłopięcych). Oto ciąg logiczny duchowości współczesnego Polaka. Książeczka Słapika ma cechy wspólne z niektórymi ważnymi debiutami poetyckimi z początku lat osiemdziesiątych, autorów takich jak Ryszard Holzer, Włodzimierz Dulemba czy Tomasz D. Lebioda. (ZC)
„Odra” z 1989 roku, rubryka „Poza oficyną”, fragment tekstu (autor „or”)
(…) Intrygujący i wielce obiecujący wydaje się zwłaszcza ten ostatni zbiorek wierszy debiutanta z Gołdapi. Poezja Słapika kojarzy w sobie w wartościowy sposób elementy poetyki nadrealistycznej z tradycją gniewnego, „gorącego” stylu beatników, co widać nie tylko w licznych adresach kulturowych (m.in. z jednej strony Delvaux i Soupault, a z drugiej Hendrix i jazz), ale w technikach lirycznej dykcji, które sięgają nieraz po broń nasyconej mocno ironią oraz autoironią kompromitacji mitów kulturowych. Warto sięgnąć po ten tomik (…)